Zażywanie płynu lugola profilaktycznie jest absurdem i może być szkodliwe.

Gdyby dzisiaj, odpukać, powtórzył się Czarnobyl, nie pilibyśmy płynu Lugola. W magazynach w całej Polsce przygotowane są zapasy czegoś innego – informuje w środę “Gazeta Wyborcza”, publikując wywiad z krajowym konsultantem w dziedzinie endokrynologii Andrzejem Lewińskim.

Specjalista zauważa, że gdy doszło do awarii elektrowni jądrowej w Czarnobylu, większość Polaków wpadła w panikę, przede wszystkim dlatego, że przekaz na ten temat był ograniczony. Przez kilka dni właściwie go nie było. Związek Radziecki przez długi czas utajniał informacje o wybuchu termicznym w elektrowni i o skażeniu.

“Był koniec kwietnia 1986 r. To, czym wtedy w Polsce dysponowaliśmy, by zablokować wchłanianie radioaktywnego jodu, to był właśnie płyn Lugola” – wskazał.

 

Prof. Lewiński zaznacza, że dziś w Polsce i w innych krajach na wypadek skażenia jodem promieniotwórczym przygotowane są zapasy jodku potasu w postaci tabletek. Tabletki zawierają jodek potasu w ilościach miligramowych, tzn. trzy rzędy wielkości większych niż dawki stosowane w leczeniu chorób tarczycy.

Ekspert podkreśla, że płyn Lugola przyjmowany na własną rękę grozi zaburzeniami czynności tarczycy.