“Lex Czarnek” po retuszu wraca jako “projekt poselski”. Protestujący: To w 80 procentach ta sama ustawa, prawdziwą autorką jest dyrektorka z MEiN

Pod obrady sejmowej komisji edukacji, tym razem w formie projektu poselskiego, wraca “lex Czarnek” – pierwotnie zawetowana przez prezydenta ustawa drastycznie rozszerzająca nadzór kuratorów nad szkołami, a w opinii środowisk nauczycielskich mająca wyrugować ze szkół organizacje pozarządowe, przede wszystkim te prowadzące edukację seksualną, antydyskryminacyjną i obywatelską.

Procedura zgłoszenia projektu ustawy przez grupę posłów jest za rządów PiS bardzo często stosowana przez rządzącą większość jako “szybka ścieżka” umożliwiająca procedowanie bez konsultacji społecznych. Jednak w sprawie “lex Czarnek” bis, jak zauważyli protestujący przed Sejmem, nie starano się nawet zachować pozorów.

– To nie jest projekt poselski. Wystarczy wejść we właściwości tego projektu jako pliku i zobaczyć, kto jest jego autorem. Widnieje tam z imienia i nazwiska jedna z dyrektorek w Ministerstwie Edukacji i Nauki – mówiła  Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu, szefowa komisji praw człowieka i równego traktowania Związku Miast Polskich.

Jak podkreślali uczestnicy protestu, nowa odsłona ustawy jest w 80 procentach tym samym tekstem, który kilka miesięcy temu zawetował prezydent Duda. Zwracali również uwagę na fakt, że przedkładając w Sejmie nową wersję odrzuconej wcześniej ustawy jej autorzy nie próbowali nawet odnieść się w niej do palących problemów, z jakimi polska szkoła zmaga się po pandemii COVID-19 i po wybuchu wojny w Ukrainie, jak fala samobójstw wśród uczniów czy konieczność stworzenia warunków do nauki uchodźcom z Ukrainy.

– Minister Czarnej proponuje szkołę ubezwłasnowolnioną, którą kierują kuratorzy, bo oni będą wykonawcami partyjnych wytycznych – oceniła wiceprezydent Sopotu.