Na Florydzie rozpoczęło się przedterminowe głosowanie w wyborach prezydenckich
Przedterminowe głosowanie w amerykańskich wyborach prezydenckich rozpoczęło się na Florydzie – w jednym ze stanów kluczowych dla wyniku wyborów, bo Floryda ma aż 29 głosów elektorskich.
Wielu mieszkańców ustawiało się w kolejkach do lokali wyborczych w Miami już na kilka godzin przed ich otwarciem. Na dwa tygodnie przed wyborami ludzie masowo głosują wcześniej, bo chcą mieć pewność, że ich głos będzie policzony w zaostrzającej się w Ameryce sytuacji epidemicznej.
W skali kraju już ponad 28 milionów Amerykanów zagłosowało przedterminowo w zaplanowanych na 3 listopada wyborach prezydenckich. To jedna piąta wszystkich głosów jakie oddano w wyborach cztery lata temu.
Najnowsze sondaże wskazują na przewagę Bidena nad Trumpem: w Pensylwanii o pięć a w Michigan – o jedenaście punktów procentowych. Donald Trump w dalszym ciągu liczy na zwycięstwo, bo cztery lata temu to on został prezydentem pomimo niekorzystnych prognoz przedwyborczych.
Urzędujący prezydent USA prowadzi intensywną końcówkę kampanii w tzw. “swing states”, czyli chwiejnych stanach, w których poparcie nie jest wyraźnie skierowane w kierunku Partii Republikańskiej ani Demokratycznej. To wyborcy z tych stanów w przeszłości wielokrotnie decydowali o ostatecznym zwycięstwie danego kandydata w wyborach prezydenckich.
Floryda jednocześnie jest trzecim stanem z największą liczbą głosów elektorskich w wyborach prezydenckich. Wyprzedza ją jedynie Kalifornia i Teksas. Od 1960 r. tylko jeden polityk został wybrany na prezydenta USA bez wygranej na Florydzie. Wyjątek miał miejsce 1992 r., gdy w tym stanie zwyciężył niewielką ilością głosów George H. W. Bush, przegrywając jednak w skali kraju z Billem Clintonem.
W 2000 r. Na Florydzie rozstrzygnęły się wyniki całych wyborów. George W. Bush zwyciężył tam o 537 głosów, co zapewniło mu wygraną w skali całych Stanów Zjednoczonych.