Dostał rachunki, od razu wyłączył niektóre urządzenia. Po 28 latach zamknie sklep

Drożyzna zabija kolejne małe przedsiębiorstwa. Mały sklep pana Floriana Wojciechowskiego z Gdańska przez blisko 30 lat zapewniał mu utrzymanie, ale teraz zabijają go rosnące opłaty i ceny produktów. Jak zapowiada, wraz z końcem roku zamyka działalność.

Sklep pana Floriana został otwarty w 1994 roku. Przetrwał wiele – w tym pandemię COVID-19, ale obecnej drożyzny nie jest w stanie. – To się po prostu już nie spina. W maju płaciłem 2386, we wrześniu muszę zapłacić 8211 złotych – mówi o cenach za prąd przedsiębiorca.

Jak przyznaje, od razu wyłączył wszystkie lodówki i inne urządzenia, których używanie nie jest konieczne. – Zostawiliśmy tylko zamrażarki, kasę i oświetlenia trochę – dodaje.

– Mówi się o inflacji rzędu 16-17 procent. To jest całkowicie wyjęte z rzeczywistości. Ceny towarów w handlu hurtowym wzrastają 20, 100, 150 procent – denerwuje się Wojciechowski. Jako przykład podaje masło, które jeszcze niedawno kosztowało cztery złote, a teraz najtańsze kosztuje go 8-9 złotych.
Pan Florian ogrzewa lokal węglem. W ubiegłym roku kupił go za 700 złotych. Teraz musiałby wydać cztery tysiące.

Wszystkie te wzrosty kosztów sprawiły, że właściciel sklepu zdecydował się na wypowiedzenie umowy najmu i z końcem roku – jak zapowiada – zamyka działalność.

Jak mówi, istnieje szansa, że jeszcze uratuje swój sklep. – Konieczne jest zamrożenie cen za energię i obniżenie cen za opał – podkreśla przedsiębiorca.