Uciążliwe sąsiedztwo sklepu z alkoholem. “Pod moim oknem trwa nieustanna zabawa”

Mieszkająca w centrum Krakowa pani Agnieszka i jej sąsiedzi przekonali się, jak kłopotliwe może być mieszkanie w bliskiej okolicy całodobowego sklepu monopolowego.

– Nie jestem pewna, czy walczę ze sklepem z alkoholem, czy z urzędem miasta. Sklep prowadzi zwykły przedsiębiorca. Problemem jest ten, który pozwala na takie nadużycia – mówi.

„Śpimy w zatyczkach”

W centrum Krakowa działa kilkadziesiąt całodobowych, monopolowych sklepów nocnych. Takie sklepy i ich ilość to ewenement na skalę europejską i zmora mieszkańców, którzy od lat postulują o ich zamknięcie między godz. 23 a 6 rano.

– Codziennie pod moim oknem trwa nieustanna zabawa. Biesiady, libacje, awantury, bójki – wylicza Agnieszka Łętocha. I dodaje: – Przychodzą do sklepu pijani. Trzeźwych klientów między godz. 1 w nocy a 5 rano raczej nie ma. Mamy tutaj bandy pijanych Ukraińców, czy kompletnie pijanej młodzieży. Zdarzają się też grupy osiłków, którzy wchodzą na przystanek tramwajowy i robią pompki.

Często zdarza się, że pod sklepem, który znajduje się tuż pod oknami pani Agnieszki, przebywa i pije alkohol nawet po kilkanaście osób jednocześnie.

– Śpimy przy zamkniętych oknach, z zatyczkami w uszach, ale to nic nie daje, bo kiedy ma pani kilkanaście pijanych osób pod oknem, to nie ma na to rady – opowiada Łętocha.

– To są ludzi najczęściej wracający z imprez, więc są pod wpływem alkoholu. To jest dziwne, że sprzedaje się im alkohol. Jeżeli pogoda nie sprzyja, to siedzą na przystanku, pod wiatą i imprezują dalej – dodaje Wojciech Broniewski de Tarnawa, mieszkaniec Krakowa.

Ignorowane prośby

Zarząd kamienicy i właściciel sklepu mieli całkowicie ignorować prośby mieszkanki o opanowanie sytuacji pod sklepem. Razem z mieszkańcami okolicznych kamienic, pani Agnieszka wystąpiła o cofnięcie koncesji na sprzedaż alkoholu. Do wniosku kobieta dołączyła nagrane filmy. Wezwani do urzędu miasta mieszkańcy opisali, co dzieje się pod sklepem. W świetle przepisów, urząd ma obowiązek cofnąć koncesję tylko w kilku konkretnych przypadkach.

– Podstawą do zabrania koncesji jest sprzedawanie alkoholu osobom nietrzeźwym oraz naruszanie porządku publicznego. Takich zakłóceń musi być przynajmniej dwa w ciągu pół roku, a osoba prowadząca lokal musi nie zgłaszać tych zdarzeń – wylicza mec. Jadwiga Płażek.

Z danych wydziału bezpieczeństwa magistratu dotyczących liczby wykroczeń w okolicy całodobowego sklepu monopolowego wynika, że w 2020 roku odnotowano tam 80 interwencji. Od stycznia do maja 2021 – 202 wykroczenia, z których 43 dotyczyło ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Na izbę wytrzeźwień zawieziono z tej okolicy 35 osób.

– Żeby odebrać koncesję, trzeba bezspornie udowodnić, że to konkretny sklep jest winny sytuacji, że dochodzi do zakłócania porządku publicznego. Aby udowodnić komuś wykroczenie lub przestępstwo, przesłuchanie musi zrobić policja – komentuje Dariusz Nowak, rzecznik Urzędu Miasta Krakowa.

Właścicielem sklepu jest znany krakowski przedsiębiorca, który udzielił nam wywiadu przed kamerą, potem jednak wycofał zgodę na jego emisję. Twierdzi, że nic nie wie o skargach mieszkańców. Według niego zakłócanie porządku publicznego nie jest związane ze sprzedażą alkoholu przez całą noc.

Urzędnicy, pomimo nagranych filmów i zeznań lokatorów, nie potrafią połączyć wydarzeń pod sklepem z jego działalnością. Policja wykroczenia zgłoszone przez lokatorów umorzyła i przekonuje, że bardzo ciężko jest udowodnić, że pijana osoba pod sklepem jest jego klientem. Bardzo trudno też wykazać podczas interwencji, że sklep sprzedaje alkohol osobom pijanym.

– Zgłaszam incydenty wyłącznie między godz. 22 a 6 rano. Na filmach widać osoby wchodzące i wychodzące z tego konkretnego sklepu – podkreśla pani Agnieszka.

Wszystkie zgłoszone przez panią Agnieszkę wykroczenia i sprawy o sprzedaż alkoholu nietrzeźwym umorzono. Z kolei Urząd Miasta Krakowa postępowanie w sprawie odebrania koncesji prowadził tak długo aż koncesja wygasła i postepowanie umorzono. Wtedy wydano nową koncesję na kolejnych pięć lat.

– Nie jestem pewna czy walczę ze sklepem z alkoholem, czy z urzędem miasta. Sklep prowadzi zwykły przedsiębiorca. Problemem jest ten, który pozwala na takie nadużycia – kończy Łętocha.