– Wtedy, kiedy weszłam tu, przeszło mi przez myśl, że pójdziemy do domu samotnej matki czy do schroniska. Powiedziałam o tym najstarszej córce, ale jak zobaczyłam, w jaką histerię ona wpadła, powiedziałam: “nie, Agata, nie możesz, nie możesz im tego zrobić”. Stanęłam i powiedziałam, że nie mamy wyjścia – wspomina pani Agata.
– To jest mieszkanie, o które walczę. Całość ma 21 metrów, pokój ma 15 – oprowadza kobieta i pokazuje też maleńki aneks kuchenny, w którym nie ma wody, oraz małą łazienkę. Na zdjęciach demonstruje stan mieszkania sprzed wprowadzenia: zacieki, grzyb, pleśń, brud. – Zajęli je panowie bezdomni i była jedna wielka melina – wspomina pani Agata. Przyznaje, że wniosku o przydzielenie mieszkania nie złożyła, bo miała wcześniej złe doświadczenia z podobnymi pismami. – Były one odrzucane. Dlatego teraz nie złożyłam wniosku, bo nie wierzyłam – mówi. Jak twierdzi, wcześniej prosiła o mieszkanie wiele razy. – To była desperacja. Skoro stoi, nikt się nim nie interesuje, bardziej niszczeje, to stwierdziłam, że to wezmę. Wiedziałam, że zrobiłam źle, ale nie miałam wyjścia – twierdzi.
Po rozpoczęciu remontu pani Agata poszła do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej i złożyła podanie, w którym sąsiedzi poświadczyli, że mieszkanie już od dwóch lat stoi puste. Kobieta mówiła urzędnikom, że nie ma gdzie się podziać z dziećmi na zimę. Deklarowała, że będzie płacić czynsz za zajęte mieszkanie. Według jej relacji, nikt wtedy nie zareagował.
– Byłam przekonana, że ktoś w końcu przyjdzie i powie, że ma ochotę mnie wysłuchać. Chociaż po części – mówi przez łzy kobieta i dodaje, że zrozumienia ze strony urzędników nie znalazła. – Zawsze mi pokazywano, że jak mam czwórkę dzieci i wychowuję je sama, to odczuwałam, że jestem jakąś patologią, że mi nie warto pomóc, bo jestem sama, wielodzietna. Odczuwam, że jestem dyskryminowana – przyznaje.
Gdy tylko pani Agata wprowadziła się, dostała wezwanie do natychmiastowego opuszczenia mieszkania. Urzędnicy stwierdzili, że kobieta ukradła gminie lokal. Zawiadomili policję i prokuraturę. Zaczęli ją straszyć eksmisją na bruk, choć od kilku lat prawo na to nie pozwala. Kobieta próbowała wyjaśnić swoją sytuację. Prosiła urzędniczki o pomoc.
– Policja zawiadomiona, prokuratura jest zawiadomiona, będzie się toczyło postępowanie. My szykujemy wniosek do sądu o eksmisję pani – usłyszała pani Agata. – W takim przypadku jest to zawsze eksmisja na bruk. To żeby pani od razu wiedziała. Nie ma mowy o żadnych lokalach socjalnych, o niczym. To jest eksmisja na bruk – dodała urzędniczka. Nie chciała słuchać tłumaczeń samotnej matki. – Pani się włamała, niech pani to zrozumie. Nie miała pani prawa tam wejść, to jest włamanie – twierdziła pracownica urzędu. – Jeżeli będzie eksmisja na bruk, to co pani myśli będzie z dziećmi? Dzieci idą do domu dziecka. Tak to wygląda – groziła.
Kobieta starała się stworzyć dom swoim dzieciom. Zanim bezprawnie zajęła lokal socjalny, razem z partnerem wynajmowała różne mieszkania. Mężczyzna zaczął jednak pić. Bił panią Agatę. Kobieta razem z dziećmi często uciekała do swojej matki. Wtedy zorientowała się, że naprzeciw mieszkania matki stoi opuszczony lokal socjalny, który w końcu zdecydowała się zająć.
– Wykańczał mnie. Wyzywał mnie od szmat, od k…w, od dziwek, od czubków, od debili. Upokarzał mnie na każdym kroku. Rozebrał mnie do naga i związał mnie kablami. Związaną mnie zostawił. Wtedy powiedziałam, że już chyba dość – wspomina pani Agata.
Matka pani Agaty nie była w stanie przyjąć pod swój dach córki i wnucząt. Wychowuje jeszcze czworo własnych dzieci. Pomaga jednak córce i wnukom jak tylko może. To u niej się kąpią. W mieszkaniu matki przygotowywane są także obiady dla wnucząt.
– Informowałam urzędników, że wynajmuję to mieszkanie, że jest mi ciężko, że nie zarabiam, że nie mam pracy – mówi pani Agata i dodaje, że kłopoty finansowe wpędziły ją w spiralę zadłużenia. – Wzięłam kredyt 27 tys. To było na spłatę zadłużeń na mieszkaniu, które było wynajmowane. Zostało mi z tego 3 tys., żeby kupić dzieciom rzeczy, które przez dłuższy czas nie były kupowane – twierdzi. Przyznaje, że spłaciła cztery raty, a potem przestała przelewać pieniądze. – Znów się zaczęły problemy finansowe – mówi.
Sprawa trafiła do sądu. Pani Agata została skazana na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Prawnik, którego teraz wynajęła, negocjuje z bankiem, by ten umorzył rosnące odsetki od zaciągniętego przez nią kredytu.
– Ona nawet chciała samobójstwo popełnić, bo ona już nie ma wyjścia, jej nikt nie chce pomóc – wspomina Anna Wieczorek, matka pani Agaty.
Dwa lata temu pani Agata na nowo próbowała ułożyć sobie życie. Jednak nowy partner także znęcał się nad nią. Miała założoną niebieską kartę. Aby chronić dzieci poprosiła też o przydzielenie rodzinie kuratora. W końcu odeszła.
– Opinia o pani Agacie jest jak najbardziej pozytywna. Pani kurator ocenia panią Agatę jako bardzo dobrą mamę, która bardzo dobrze zajmuje się dziećmi, jest osobą bardzo pracowitą, dba o porządek, ma bardzo dobry kontakt emocjonalny z dziećmi – wylicza Sylwia Jastrzemska, rzeczniczka Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Kobieta obawiając się, że może zostać wyrzucona z mieszkania, a jej dzieci trafią do domu dziecka, umówiła się na spotkanie z burmistrzem. Chciała mu wyjaśnić, że zajęła zrujnowane mieszkanie, które dwa lata stało puste i zamieniało się w melinę. Miała nadzieję, że w tej sytuacji burmistrz w końcu jej pomoże.
– Pani jest tą osobą, która zajęła mieszkanie? Nie ma żadnych możliwości, pani zrobiła nielegalnie – słychać jednak na nagraniu słowa mężczyzny. – To jest kradzież, najnormalniejsza w świecie kradzież – dodał, nie zważając na argumenty pani Agaty, że kobieta nie miała wtedy gdzie się podziać. – To nie znaczy, że miała pani ukraść gminie lokal. Nie ma takiej prawnej możliwości. Jest tylko droga przydziałów i tak dalej. Pani będzie musiała ten lokal opuścić. Nie będzie żadnej innej możliwości – przekonywał.
Postanawiamy sami zapytać burmistrza, skąd takie podejście do kobiety samotnie wychowującej dzieci. – Dlaczego ja nie chcę pomóc? Ja chcę pomóc – twierdzi już w rozmowie z reporterką UWAGI! Antoni Kopeć, burmistrz Kątów Wrocławskich. – Ja nic jej nie powiedziałem. Ta pani przyszła i króciutko powiedziała mi, że zajęła nielegalnie mieszkanie – relacjonuje rozmowę z panią Agatą i twierdzi, że “jeżeli ktoś zajmuje nielegalnie lokal, to nie ma możliwości legalizowania pewnego bezprawia”. – Ja nie odżegnuję się od pomocy i od udzielania pani informacji – dodaje i zaczyna uciekać przed reporterką UWAGI!.
W tej sytuacji całą sprawę próbujemy wyjaśnić z zastępcą burmistrza. – Nie mogę namawiać innych mieszkańców z terenu gminy, żeby samowolnie zajmowali pustostany – tłumaczy Mieczysław Reps. – Ta pani na dzisiaj złamała prawo. Czy będzie mogła zamieszkać w tym lokalu, zadecyduje sąd, nie ja – twierdzi. Przyznaje jednak, że nie zna rodziny w podobnej sytuacji do tej, w jakiej jest pani Agata. Zgadza się na rozmowę z kobietą w naszej obecności.
Teraz wreszcie pani Agata po raz pierwszy może wyjaśnić swą sytuację urzędnikom i zostaje przez nich wysłuchana.
– Panie urzędniczki z ZGM-u powiedziały, że będzie to wyglądało w sposób następujący: że ja dostanę eksmisję, pójdę na bruk, a dzieci pójdą do domu dziecka – tłumaczy pani Agata wiceburmistrzowi Mieczysławowi Repsowi.
– Jeżeli tak powiedziały, przepraszam. Postaram się na pewno to wyjaśnić, albo przynajmniej wyciągnąć wnioski służbowe – zapowiada i dodaje: – Pragnę panią poinformować, że nikt nie może pani bez orzeczenia sądowego z tego lokalu eksmitować, zabierać lub grozić eksmisją. Jeżeli w wyroku sądu będzie zabezpieczenie przez gminę lokalu socjalnego, gmina będzie pani miała obowiązek zabezpieczyć co najmniej pięć metrów na jedną osobę, czyli to będzie najprawdopodobniej dwupokojowe mieszkanie. Dzisiaj może pani spać spokojnie. Będzie pani wnosić opłaty i czekać na rozstrzygnięcie sądu.
Dzieci pani Agaty czują się teraz bezpiecznie. Wierzą, że w końcu będą mieć swój dom. Pani Agata natomiast znalazła pracę. Na razie pół etatu – będzie sekretarką w kancelarii notarialnej.