Dostała mieszkanie, ale nie może w nim mieszkać.

Pani Agnieszka wraz z sześciorgiem dzieci od lat nie ma własnego dachu nad głową. W 2011 roku rozpoczęła starania o mieszkanie socjalne. Otrzymała je w 2015 roku – jednak tylko na papierze. Mija właśnie 2,5 roku odkąd czeka na możliwość zamieszkania w lokalu, który został jej przydzielony.

Miejsce, w którym dziennikarze rozmawiali z Agnieszką Drewniak, nie jest jej domem. Wygląda przytulnie i jest przyjazne, ale to ośrodek Stowarzyszenia “Nadzieja”. Mieszka w nim trzydzieści kilka osób. Wszystkie trafiły tu, ponieważ nie miały dachu nad głową.
“Partner był narkomanem, jak się okazało. Niszczył nam życie, aż trzeba było wyjść z domu. On był właścicielem mieszkania.” – wspomina pani Agnieszka.

Pani Agnieszka ma teraz sześcioro dzieci. Ostatnią dwójkę z nowym mężczyzną, z którym od kilku lat układa sobie życie na nowo. Pan Filip pracuje, razem mieszkają w domu Stowarzyszenia “Nadzieja”. Długo próbowali wynająć mieszkanie, jednak rodzina z dużą liczbą dzieci odstraszała wynajmujących.

Jeszcze zanim trafiła do ośrodka, złożyła podanie o mieszkanie socjalne. Dostała je 2,5 roku temu.
“Byłam tak zachwycona, że pojechałam w sobotę do administracji!” – opowiada z uśmiechem pani Agnieszka. – “Wchodząc, stwierdziłam, że można tam mieszkać. Wszystko było piękne, praktycznie nowe…” – wspomina.

Pani Agnieszka wraz z panem Filipem i dziećmi chciała zamieszkać tam natychmiast. Od urzędników dowiedziała się jednak, że to niemożliwe – zasady są takie, że miasto oddaje lokal socjalny najemcom dopiero wówczas, gdy go wyremontuje. Mijały dni, tygodnie i miesiące, a remontu wciąż nie było. Pani Agnieszka chodziła do urzędów i pisała pisma. Bezskutecznie.

“Agnieszki przypadek jest wyjątkowy.” – mówi Beata Grzybała, kierownik Ośrodka Stowarzyszenia “Nadzieja” i dodaje, że nie słyszała o tym, żeby ktoś czekał na remont lokalu socjalnego tak długo. – “Dzieci się słabo rozwijają, chcą mieć własny kąt, chcą mieć choinkę na święta…” – zwraca uwagę. Jak twierdzi, starsze dzieci powoli zdają sobie sprawę z tego, gdzie mieszkają. – “Mają z tym problem.” – przyznaje.
“Nie przyznają się do tego, że tu mieszkają.” – dodaje pani Agnieszka.

Jak twierdzi kobieta, próbowała przekonać urząd do tego, by mogła remont wykonać we własnym zakresie, ale ci się na to nie zgodzili.

“Pan się zasłaniał papierkami.” – mówi pani Agnieszka. Z tego, co miał powiedzieć urzędnik, wynikało że lokal czeka jeszcze w kolejce na wpisanie do komputera.

“Urząd miasta odsyłał mnie do działu technicznego. Dział techniczny rozkładał ręce, że nie mają jeszcze papierów. “Proszę iść do urzędu miasta”!” – relacjonuje swoje kontakty z urzędem pani Agnieszka.

  Dziennikarze są ciekawi mieszkania, na remont którego dwa i pół roku czeka pani Agnieszka. W jakim jest stanie? Jak wiele tam jest do zrobienia? Zarząd Zasobu Komunalnego zgadza się pokazać im lokal. Zastrzega jednak, że na ich pytania odpowiadać będzie dopiero w urzędzie.

“Procedurę przetargową zaczęliśmy prowadzić w tym roku. Nie zgłosił się żaden wykonawca.” – mówi Patrycja Grzesik z Zarządu Zasobu Komunalnego we Wrocławiu i dodaje, że wcześniej przygotowywany był kosztorys i zakres prac, jakie będą prowadzone w lokalu. “To są pieniądze publiczne, które wydajemy. Nie możemy tego zrobić w sposób niezgodny z przepisami.” – twierdzi. – “Nam leży los takich rodzin na sercu. Na to się składa dużo czynników i poszczególnych etapów. Być może gdzieś ten system to wszystko opóźnia.” – mówi i obiecuje, że działania zostaną przyspieszone.

Po dziennikarskiej interwencji urzędnicy przyspieszyli swoje działania. Remont mieszkania pani Agnieszki ma rozpocząć się w lutym i potrwać kilka tygodni. Święta Wielkanocne rodzina najprawdopodobniej spędzi już we własnym domu.