Mąż poderżnął jej gardło. Przeżyła, ale nie rusza się. Po policzkach płyną jej łzy.

Zadał własnej żonie ciosy nożem i poderżnął jej gardło. Kiedy leżała w kałuży krwi, on pojechał popełnić samobójstwo. Kobieta przeżyła, ale nie jest w stanie się ruszyć, po jej policzkach płyną łzy. Na powrót ukochanej mamy do domu wciąż czekają jej dzieci.

Kościelec to spokojna wieś koło Inowrocławia. Pod koniec maja tego roku doszło tam do tragedii. W trakcie małżeńskiej kłótni 37-letni mężczyzna sięgnął po nóż. Wbijał go na oślep w młodszą o 5 lat żonę. Na koniec poderżnął jej gardło. Sam pan Maciej rzucił się pod pociąg. Zginął. Pani Marika cudem przeżyła atak. Jej matka, pani Marzena wciąż żyje traumą, jaką pozostawił na niej widok córki w szpitalu.

– Podeszłam do niej i niby to była ona, ale jak nie ona. Jej głowa była spuchnięta jak bania. Miała owiniętą szyję, była pod respiratorem. To był straszny widok, powiedziałam jej, żeby walczyła. Walczyła o życie dla swoich dzieci – mówi Marzena Suska.

Stan kobiety był ciężki. Jej serce stawało dwa razy. Mózg po niedotlenieniu uległ poważnym zmianom. Teraz kobieta sama oddycha, ale nie rusza się. Patrzy w jeden punkt. Po policzkach spływają jej łzy. Zrozpaczona matka ma nadzieję, że córka, chociaż ją słyszy.

Małżeństwo

Pan Maciej i pani Marika byli małżeństwem od 12 lat. 37-latek pracował na wózku widłowym, a 32-latka w sklepie sportowym. Mieli dom. Wydawało się, że tworzą szczęśliwą rodzinę.

– Kochali się, kochali się oboje – mówi pani Marzena.

– To była całkiem normalna, wesoła, bardzo naturalna, swobodna para – uważa Lucyna Ledwolorz, koleżanka z pracy. I dodaje: – Zawsze ją podziwiałam, jak w pracy potrafiła być na pełnych obrotach, a potem w domu – dzieciom organizować zabawy, wspólne gotowanie i wycieczki. Była niesamowitą dziewczyną.

– Nie rozumiem, czemu on rościł sobie prawo, żeby to wszystko jej odebrać – ubolewa pani Lucyna.

W sprawie kluczowe jest kilka ostatnich godzin przed tragedią. Rano, na prośbę pani Mariki policja przeprowadziła w domu małżeństwa interwencję. Ta zakończyła się założeniem niebieskiej karty panu Maciejowi. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo napięcie między małżonkami rosło.

– Tego samego dnia, w niedzielę była też u mnie. Wróciła do domu i napisała SMS-a, że wszystko w porządku. Uspokoiła mnie. Nie sądziłam, że coś strasznego się wydarzy – nie może się pogodzić pani Marzena.

O czym matka rozmawiała feralnego dnia z córką?

– Przyjechała z pytaniem, czy może na nas liczyć.

Także ciotka pani Mariki mówi, że kobieta szukała wsparcia u rodziny. Nie układało jej się w małżeństwie. 32-latka nie wiedziała jak odejść od męża. Nie radziła sobie. Chodziła do psychologa. W końcu pani Marika była gotowa by zmienić swoje życie.

– Kilka dni wcześniej napisała, że nie daje rady, że złoży pozew o rozwód – mówi Emilia Polatowska.

– Ona już dawno chciała się z nim rozejść, ale pomyślała, że Mateusz jest jeszcze mały… pomyślała o dzieciach, że jeszcze zobaczy, co dalej. Oni obydwoje starali się o ten związek – mówi pani Lucyna.

– Był o nią zazdrosny. Nie pozwalał nigdzie jej jeździć np. do mamy, czy do nas. Chciał, żeby z nim była i dlatego to zrobił – uważa pani Emilia.

– Myślę, że u nich była nie fizyczna, a psychiczna przemoc. Była zastraszona, może było coś innego, o czym ona wiedziała i on nie chciał, żeby wyszło to na światło dzienne. Nie wiem – zastanawia się matka pani Mariki.

Niestety od interwencji policji do tych tragicznych wydarzeń upłynęło zaledwie kilka, kilkanaście godzin. Wieczorem, na podwórku Maciej chciał zabić żonę. Dzieci były w domu, widziały jak ich matka się wykrwawia.

Udało nam się porozmawiać z ojcem pana Macieja.

„Bał się procesu i więzienia”

– Kilka dni przed tragedią przyszedł do mnie do domu i chodził i płakał. Powiedział, że dał się wciągnąć w pedofilię. Że Marika go szantażowała. Bał się procesu i więzienia – mówi mężczyzna.

W trakcie naszej rozmowy w domu zjawił się brat pana Macieja i kategorycznie zabronił ojcu udziału w reportażu. Wątek pedofilii sprawdziliśmy w prokuraturze. Nie ma na ten temat żadnych wiarygodnych informacji, ani dowodów. Czy mógł być, zatem jeszcze jakiś powód tej tragedii?

Rodzina sprawcy w rozmowie z naszą dziennikarką podkreśla, że pani Marika chciała odejść od pana Macieja do innego mężczyzny.

– Częściowo mogło tak być. Wiadomo, że chciała szukać jakiś alternatyw dla siebie na przyszłość. Chciała szukać wsparcia, nie tylko u rodziny – przyznaje pani Lucyna.

– Mi tłumaczyła, że chce być na razie sama, odżyć, chce pomyśleć nad sobą – mówi matka pani Mariki.

Pomoc

Miesięczny koszt utrzymania pani Mariki przy życiu wynosi 2500 zł. Jej matki na to nie stać. Pracuje w sklepie spożywczym. Zarabia najniższą krajową. Nie może sprzedać domu córki, bo proces ubezwłasnowolnienia trwa. Kobieta musi płacić m.in. kredyty córki i opłacać jej leczenie.

– We wrześniu muszę przejść na pół etatu, żeby wszystkiemu podołać. Nie daję rady, ciężko to wszystko udźwignąć. W przyszłości będzie potrzebny dla niej pokój i sprzęt rehabilitacyjny. Będzie potrzebowała opieki, może 24 godziny na dobę – mówi Marzena Suska.

Pani Marika może już nigdy nie wstać z łóżka. Może się okazać, że nie będzie mogła powiedzieć dzieciom, że je kocha, bo nie będzie w stanie mówić. Czeka ją żmudna i kosztowna rehabilitacja. Ale młodej kobiecie i jej rodzinie można pomóc.

Na Facebooku przyjaciele utworzyli grupę, w której można licytować różne przedmioty na rzecz pani Mariki. Także Fundacja Się Pomaga prowadzi zbiórkę. Potrzebne jest wsparcie na leczenie kobiety oraz na bieżące potrzeby jej dzieci, które teraz mieszkają z babcią.

– Boje się, że dzieci mogą mieć dwa groby – tam tata, a tutaj mama – ubolewa pani Marzena.