Protesty na Ukrainie po podpisaniu ustawy osłabiającej organy antykorupcyjne
Na Ukrainie wybuchły protesty po tym, jak prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał ustawę, którą krytycy uznali za krok wstecz w walce z korupcją. Nowe przepisy dają prokuratorowi generalnemu większą kontrolę nad Narodowym Biurem Antykorupcyjnym (NABU) i Specjalną Prokuraturą Antykorupcyjną (SAPO), co zdaniem opozycji i ekspertów podważa ich niezależność.
W Kijowie odbyła się największa od początku rosyjskiej inwazji demonstracja antyrządowa, w której uczestniczyły setki osób. Protesty miały miejsce także we Lwowie, Dnieprze i Odessie. Na transparentach pojawiły się hasła: "Wybraliśmy Europę, a nie autokrację" czy "Mój ojciec nie zginął za to".
Zełenski, broniąc ustawy, zarzucił organom antykorupcyjnym nieskuteczność, wskazując na "miliardowe sprawy leżące latami bez rozstrzygnięcia". Zapewnił, że zmiany mają na celu usunięcie "rosyjskich wpływów" i poprawę efektywności działań.
Nowe prawo umożliwia prokuratorowi generalnemu, lojalnemu wobec Zełenskiego Rusłanowi Krawczence, przekazywanie śledztw wybranym śledczym, a nawet ich zamykanie. Dzień przed głosowaniem w parlamencie Służba Bezpieczeństwa Ukrainy poinformowała o zatrzymaniu domniemanych rosyjskich agentów w NABU, co władze wykorzystały jako argument za zmianami.
Decyzja Zełenskiego spotkała się z ostrą reakcją ze strony Unii Europejskiej i państw G7. – Zniesienie kluczowych zabezpieczeń chroniących niezależność NABU to poważny krok wstecz – oceniła komisarz UE ds. rozszerzenia Marta Kos, przypominając, że niezależność organów antykorupcyjnych jest warunkiem zbliżenia Ukrainy do UE.
Bruksela podkreśla, że miliardy euro pomocy finansowej są uzależnione od przejrzystości i reform sądownictwa. – UE jest zaniepokojona ostatnimi działaniami Ukrainy wobec jej instytucji antykorupcyjnych – powiedział rzecznik Komisji Europejskiej Guillaume Mercier.
Wicepremier Taras Kaczka zapewnił, że "podstawowe funkcje systemu pozostaną nienaruszone", jednak były minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba stwierdził, że to "zły dzień dla Ukrainy".
Mimo rosnącej krytyki, eksperci podkreślają, że zachodni sojusznicy raczej nie ograniczą wsparcia w czasie, gdy Ukraina walczy na froncie.