Najpierw dowiedział się, że ma nowotwór złośliwy, potem pojawił się kolejny problem.

Świat pana Krzysztofa runął, kiedy dowiedział się, że ma nowotwór złośliwy. Choć mężczyzna przez wiele lat pracował jako kucharz, okazało się, że zgodnie z przepisami, zbyt mało, by dostać rentę.
Pan Krzysztof jest kucharzem od ponad 15 lat, to jego wielka pasja. W ubiegłym roku mężczyźnie zaczęły dolegać bóle brzucha, pojawiła się też krew stolcu. 38-latek zgłosił się do lekarza.

– Trafiłem do szpitala w Gdyni i doktor, który mnie przyjął, stwierdził, że to są żylaki odbytu i leczono mnie na nie około półtora miesiąca. Nic nie pomagało, zaniepokojony umówiłem się na prywatną wizytę – chirurg zrobił mi badanie. Po jego minie widziałem, że coś jest nie tak. W niecały tydzień dostałem diagnozę, że to nowotwór złośliwy i guz ma 17 centymetrów – mówi Krzysztof Guba. I przyznaje: – Totalnie mi podcięło nogi, jak powiedział, co się stało, co jest we mnie. Z gabinetu wyszedłem po omacku. W tygodniu mam taki dzień, kiedy siadam i po prostu wyję jak dzieciak.

Nowotwór złośliwy

W sierpniu ubiegłego roku okazało się, że to złośliwy nowotwór odbytu z przerzutami na wątrobę. Mężczyzna po kilku miesiącach zgłosił się na operację.

– Położyłem się na stół operacyjny z zamiarem usunięcia guza – nowotworu. Po operacji obudziłem się i nadal był, okazało się, że jest tak wielki, że jest nieoperacyjny – wskazuje pan Krzysztof.

– Mamy do czynienia z chorobą wyjściowo zaawansowaną – rozsianym rakiem odbytnicy, który wymaga intensywnego leczenia, żeby umożliwić choremu, chociaż próbę podjęcia innych etapów leczenia – mówi Paweł Kabata, chirurg onkolog z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
– Jest źle. Chemioterapia, radioterapia, operację miałem w tym roku w maju. Zaślepiono jelito, dlatego, że bóle pojawiały się przez to, że pracowały jelita – mówi pan Krzysztof.

– Teraz leczenie, które otrzymuje pacjent, ma na celu umożliwienie jak najlepszego poprawienia stanu i możliwe, że doprowadzenie do momentu, kiedy będzie możliwe usunięcie zmiany – zaznacza doktor Kabata.

Jedyną szansą na zmniejszenie, a potem usunięcie, guza jest chemioterapia, którą pan Krzysztof przyjmuje od wielu miesięcy.

Brak środków do życia

Niespodziewanie, na śmiertelnie chorego mężczyznę spadł kolejny problem. – Pół roku byłem na zwolnieniu L4, pół roku, dlatego, że takie są przepisy. Następną rzeczą, jaką powinienem zrobić, to złożyć papiery o rentę. Byłem pewien, że ją dostanę. Ale nie dostałem, dlatego, że w przepisach jest określone, że w 10-leciu muszę mieć pięć lat składkowych pracy – ciągłości – mówi Krzysztof Guba.
Aby w młodym wieku otrzymać rentę, trzeba spełnić wymóg co najmniej pięciu przepracowanych bez przerwy lat, gdy pracodawca płacił za pracownika składki ZUS. Pan Krzysztof, choć przepracował w sumie 15 lat, nie mógł wykazać ciągłego, pięcioletniego zatrudnienia, bo w wielu restauracjach pracował na czarno.

– Nie ukrywam, że jest to standardem w branży. Ale nie myślałem kategoriami choroby i składek, że to się może przydać. Pytanie, czy gdybym nie podjął wówczas pracy na czarno, to bym ją w ogóle dostał – mówi 38-latek.

Chory mężczyzna został bez środków do życia. Jedynym świadczeniem, które dostaje, jest 500 zł comiesięcznego zasiłku dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji. – 300 zł miesięcznie wydaję na leki, do tego dojazdy do szpitali, mieszkanie i wyżywienie, a mam dietę, która nie jest tania. Jest bardzo restrykcyjna i jak jej nie stosuję, to cierpię – opowiada pan Krzysztof.

– Przyjaciele doradzili mi, z racji, że sytuacja była dramatyczna, żebym założył zbiórkę. Gdyby nie ta zbiórka, to nie wiem, co bym zrobił, nie chodzi o miesiąc czy dwa, ta zbiórka pomogła mi na pół roku – mówi mężczyzna.

Zbiórka pomogła, ale wywołała też niepokój. – Najgorszy był hejt, z którym się spotkałem. Podważali wiarygodność mojej choroby, były nerwy, straszne… nawet płakałem przez to – przyznaje mężczyzna.

Wideoblog

Krzysztof nie poddał się. By udowodnić swoją trudną sytuację, od wielu miesięcy prowadzi w internecie wideobloga, w którym na bieżąco relacjonuje walkę ze śmiertelną chorobą.

– Wziął to na klatę. Wiedziałem, że się nie podda, od samego początku wiedziałem, że weźmie się za tę chorobę – mówi Dominik Guba, brat mężczyzny. Pan Dominik jest jedynym bliskim, na którego pomoc może teraz liczyć chory mężczyzna. Do niedawna było odwrotnie: to pan Krzysztof wychowywał młodszego brata po niespodziewanej śmierci obojga rodziców.

– Staram się spędzać z bratem czas, jakby tej choroby nie było, żeby nie miał negatywnych myśli. Widziałem, że się podłamał, ma mieszkanie do opłacenia, musi coś jeść, a do tego ta choroba i wszystko siada na psychikę – mówi pan Dominik.

Renta w drodze wyjątku

Heroiczna walka pana Krzysztofa i nagłośnione w sieci próby zdobycia źródeł utrzymania odniosły skutek, ale z czasem odzew internautów osłabł.

Czy istnieje szansa, by mężczyzna dostał stałe finansowe wsparcie i mógł wreszcie skoncentrować się na walce z chorobą? Sprawą chorego kucharza udało nam się zainteresować kancelarię specjalizującą się w prawie ubezpieczeń społecznych.

– Niestety, w normalnym trybie pan Krzysztof nie ma szansy uzyskania świadczenia – przyznaje radca prawny Natalia Zielmachowicz. I dodaje: – Na szczęście jest rozwiązanie. Ważne jest, żeby wykazać, że pan Krzysztof nie ma środków na utrzymanie, co obrazują dokumenty pokazujące, jakie pan Krzysztof ma wydatki, a jakie dochody. Wraz z zespołem kancelarii przygotowaliśmy wniosek do prezesa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o przyznanie panu Krzysztofowi renty w drodze wyjątku.
Przygotowany przez prawniczkę wniosek o przyznanie Krzysztofowi renty w drodze wyjątku zawieźliśmy do centrali ZUS.

– Te świadczenie, w tym przypadku renta, może być przyznane, ale kiedy dana osoba spełni określone warunki. Wystarczy, że tylko jednego kryterium dana osoba nie spełni i wówczas prezes ZUS nie może przyznać tego świadczenia. Mogę jednak zapewnić, że ten wniosek będzie bardzo szybko przeanalizowany i postaramy się jak najszybciej odpowiedzieć – deklaruje Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS.

Niedawno pan Krzysztof przyjął ostatnią – dwudziestą – dawkę chemioterapii. Teraz lekarze zdecydują, czy guz zmniejszył się na tyle, by można było go usunąć. – Jeżeli chemia nie zadziałała i nie pomoże, to moje dni są policzone. Cały czas wierzę, że wygram i pokonam tego pasożyta – kwituje mężczyzna.