Czy Waszyngton naprawdę chce wenezuelskiej ropy? W tle narastającego konfliktu pojawia się kluczowe pytanie
Wenezuelski prezydent Nicolás Maduro przekonuje, że rosnąca presja ze strony Stanów Zjednoczonych ma jeden cel: przejęcie gigantycznych złóż ropy naftowej, jakimi dysponuje jego kraj. W tym tygodniu napięcie wokół tej narracji ponownie wzrosło — amerykańskie wojsko przejęło tankowiec transportujący wenezuelską ropę, oskarżając go o naruszenie sankcji, a prezydent Donald Trump zagroził dalszym działaniami.
Jednak czy ropa faktycznie znajduje się w centrum zainteresowania USA? A jeśli tak — czy Wenezuela rzeczywiście jest trofeum wartym walki?
Największe rezerwy ropy na świecie — ale z jednym problemem
Z szacowanymi 303 miliardami baryłek ropy Wenezuela posiada największe potwierdzone światowe zasoby tego surowca. Jednak ich obecna wartość użytkowa jest ograniczona.
Wydobycie — wskutek błędów politycznych Hugo Cháveza i później Maduro, masowych odejść doświadczonych pracowników oraz amerykańskich sankcji — spadło dramatycznie. Dziś kraj produkuje zaledwie 860 tys. baryłek dziennie, około jednej trzeciej tego, co dekadę temu. To mniej niż 1% globalnego zapotrzebowania.
Największym problemem jest zniszczona infrastruktura. "Prawdziwym wyzwaniem jest infrastruktura" — ocenia Callum McPherson z Investec, podkreślając, że sektor naftowy jest dziś w ruinie i wymagałby inwestycji liczonych w miliardach dolarów.
Czy Trump chce wenezuelskiej ropy? Oficjalna narracja i ciche sygnały
Donald Trump otwarcie nawołuje do zwiększenia wydobycia ropy w USA, a część jego sojuszników widzi w Wenezueli potencjalny "raj" dla zachodnich firm wydobywczych.
"Wenezuela będzie polem do popisu dla amerykańskich firm naftowych" — mówiła niedawno kongresmenka María Elvira Salazar.
Biały Dom twierdzi jednak, że działania w regionie mają na celu walkę z handlem narkotykami oraz presję na "nielegalny reżim Maduro". Analitycy pozostają sceptyczni wobec takiego uzasadnienia.
"Nie widzę dowodów, że ropa jest w centrum ich ambicji" — ocenia Clayton Siegle z CSIS.
USA mają własne interesy — i nie wszystkie dotyczą ropy
Jedyną amerykańską firmą nadal działającą w Wenezueli jest Chevron, który dzięki licencji Bidena w 2022 r. odpowiada dziś za ok. 20% miejscowego wydobycia. Jeśli USA złagodziłyby sankcje, to właśnie Chevron byłby największym beneficjentem.
Drugą grupą zainteresowaną są amerykańskie rafinerie, zwłaszcza te w rejonie Zatoki Meksykańskiej. Specjalizują się one w przerobie ciężkiej ropy — tej samej, którą produkuje Wenezuela.
"Gdyby wenezuelska ropa wróciła na rynek, rafinerie byłyby pierwsze w kolejce" — podkreśla analityk Matt Smith.
Inwestować czy nie inwestować? Dylemat dla zachodnich firm
Nawet gdyby sankcje zniknęły, eksperci wskazują, że odbudowa wenezuelskiej produkcji trwałaby latami. A przyszłość ropy staje się coraz bardziej niepewna.
"Długoterminowy popyt na ropę będzie spadał. W połowie lat 30. zacznie się wyraźny trend spadkowy" — zauważa David Oxley z Capital Economics.
W takiej sytuacji firmom trudno zdecydować, czy inwestować miliardy w rynek obarczony zarówno ryzykiem politycznym, jak i malejącą opłacalnością.
Czy USA naprawdę chcą ropy? Odpowiedź może być bardziej złożona
Choć oskarżenia Maduro o "amerykański apetyt na wenezuelską ropę" działają politycznie, twarde dane pokazują bardziej złożony obraz:
- Wenezuela ma ogromne zasoby, ale jej infrastruktura leży w ruinie.
- USA walczą z handlem narkotykami, ale eliminacja wpływów Maduro również leży w ich interesie geopolitycznym.
- Ekonomicznym beneficjentem sankcji i ich ewentualnego zniesienia są głównie prywatne amerykańskie firmy, nie amerykańska gospodarka jako całość.
- Przywrócenie przemysłu naftowego Wenezueli wymagałoby czasu i miliardów dolarów, a zwrot z inwestycji jest dziś bardziej niepewny niż kiedykolwiek.
Na razie trudno więc mówić, że "USA chcą ropy". Bardziej prawdopodobne jest, że ropa jest jednym z elementów szerszej gry — politycznej, gospodarczej i strategicznej — w której Wenezuela, mimo własnego kryzysu, nadal pozostaje istotnym graczem.