Miejscowe władze twierdzą, że to “ostra epidemia jelitowa”. W Korei Południowej panuje przekonanie, że to cholera albo tyfus – informuje Reuters.
W niedzielę państwowa agencja informacyjna Korei Północnej przedstawiła szczegóły działań prewencyjnych podjętych przez służby. To kwarantanna, “intensywne badania przesiewowe dla wszystkich mieszkańców” i “monitorowanie osób podatnych na zagrożenia”, takich jak dzieci i osoby starsze.
Z raportu wynika, że w prowincji prowadzone są prace dezynfekcyjne, które mają zapobiec m.in. ewentualnemu rozprzestrzenianiu się choroby poprzez wodę pitną i ścieki.
Podejmowane są też działania, które mają zapewnić normalne funkcjonowanie rolnictwa w czasie epidemii. Prowincja Hwanghae Południowe jest kluczowym regionem rolniczym Korei Północnej. Wybuch epidemii może doprowadzić do jeszcze poważniejszego niedoboru żywności w kraju.
W piątek Kim Dzong Un wezwał urzędników do “jak najszybszego wypełnienia ich obowiązku w pracy na rzecz złagodzenia nieszczęść i cierpień ludu”.
Co więcej, według południowokoreańskiego wywiadu, choroby zakaźne przenoszone przez wodę, takie jak tyfus, były szeroko rozpowszechnione w KRLD, jeszcze zanim miejscowe władze oficjalnie ogłosiły wybuch epidemii COVID-19.
– Choroby zakaźne przewodu pokarmowego, takie jak dur brzuszny i szigeloza, nie są czymś szczególnie nowym w Korei Północnej, ale niepokojące jest to, że pojawiają się one w czasie, gdy kraj zmaga się już z COVID-19 – powiedział profesor Shin Young-jeon z Hanyang University College of Medicine w Seulu, cytowany przez agencję Reutera.