Zabrali nastolatki do radiowozu, jeden policjant zawieszony. “Te ich żarty miały taki podtekst erotyczny”

Stołeczny komendant przejął postępowanie dyscyplinarne dotyczące funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w zdarzeniu w Dawidach Bankowych. W rozbitym radiowozie znajdowały się nastolatki. Sprawę wciąż badają śledczy, a komendant zdecydował o zawieszeniu jednej osoby.

– Cały czas prowadzone są zaawansowane czynności dyscyplinarne w związku ze zdarzeniem w Dawidach Bankowych. Analiza zgromadzonego materiału została przedstawiona Komendantowi Stołecznemu Policji, który wczoraj podjął decyzję o przejęciu postępowania dyscyplinarnego. Jednocześnie Komendant Stołeczny Policji zdecydował o zawieszeniu dowódcy patrolu – powiedział we wtorek rano Sylwester Marczak, rzecznik stołecznej policji.

Do zdarzenia doszło w ubiegłym tygodniu pod Warszawą, w pobliżu skrzyżowania ulic Kinetycznej i Złote Łany w Dawidach Bankowych. Okazało się, że z funkcjonariuszami podróżowały dwie nastolatki. – Nie mamy żadnych podstaw do tego, by te osoby w tym radiowozie się znalazły. Stąd decyzja o wszczęciu czynności dyscyplinarnych wobec policjantów – poinformował wówczas Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Policja potwierdziła, że 17- i 19-latka tuż po zdarzeniu “uzyskały pomoc medyczną we własnym zakresie”. Z relacji bliskich młodszej dziewczyny wynika, że gdy wysiadły z rozbitego radiowozu, jeden z policjantów miał do nich podejść, jakby chciał sprawdzić, czy nic im nie jest. Drugi miał natomiast krzyknąć do nich: “a teraz sp……ać!”. Znajomi nastolatek zabrali je na teren OSP w Raszynie, gdzie mieści się także stacja pogotowia ratunkowego. Młodsza trafiła następnie do szpitala, gdzie stwierdzono u niej między innymi złamanie nosa oraz stłuczenie barku i żuchwy, po badaniach wypisano ją do domu.

Relację znajomych nastolatek przedstawił we wtorek Onet. Jak opisywali (chcieli zachować anonimowość), kiedy straż pożarna odjechała z miejsca zdarzenia, policjanci zaczęli z nimi rozmawiać, jak ocenili, “mniej oficjalnie”. “Zaczęli rzucać jakieś dwuznaczne żarty, zwłaszcza w stronę jednej z naszych koleżanek. Ewidentnie można było odnieść wrażenie, że spodobała się jednemu z nich” — mówił Onetowi jeden ze znajomych nastolatek.

“Te ich żarty miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali. Oprócz tego niby-dowcipu, że “mogą włączyć zaraz inne koguty”, był też jakiś tekst o… trójkącie. Niby chodziło o trójkąt odblaskowy w samochodzie, ale było to powiedziane w sposób dwuznaczny, z takim uśmieszkiem. Było też coś o “przeszukaniu osobistym” tej naszej koleżanki, którą sobie upatrzyli. Zwłaszcza starszy z nich tak sobie “żartował”, ten młodszy nie odzywał się, tylko się śmiał” – dodał inny.

Następnie, według relacji Onetu, policjanci wsiedli do radiowozu. W pewnym momencie jeden z nich otworzył szybę w radiowozie i po imieniu zwrócił się do jednej z dziewczyn (poznał jej imię podczas legitymowania). “Obawiając się jednak zostać z policjantami sam na sam, zwłaszcza w kontekście tych wcześniejszych niewybrednych żartów, chwyciła naszą drugą koleżankę za rękę, żeby wsiadła razem z nią” —twierdzą rozmówcy Onetu.

Chłopak 17-latki miał jeszcze powiedzieć: “ona jest zajęta”, ale policjanci mieli to zignorować. “Nic nie wskazywało jednak na to, że policjanci zamierzają odjechać z dziewczynami w środku. Zwłaszcza że one nawet nie zapięły pasów. A oni też im nie kazali. W pewnym momencie ku zaskoczeniu wszystkich — i nas, i naszych koleżanek w aucie — radiowóz z piskiem opon ruszył. Włączyli też koguty. Wyglądało to trochę tak, jakby chcieli się popisać, no bo przecież nie było potrzeby ich włączania. Myśleliśmy więc, że oni na końcu drogi je wysadzą. Zwłaszcza że widzieliśmy, że w pewnym momencie się zatrzymali, a potem znowu ruszyli bardzo szybko, włączając jeszcze sygnały dźwiękowe. Myśleliśmy, że je tam gdzieś wysadzili i pojechali, bo mieli wezwanie na interwencję” — mówi inna z nastolatek.