Śmierć Kamila z Częstochowy. „Powinien żyć i cieszyć się dzieciństwem”
Setki osób uczestniczyły w pogrzebie skatowanego przez ojczyma 8-latka. – Kamil powinien żyć i cieszyć się dzieciństwem – mówi zrozpaczona siostra chłopca. I dodaje: – Obiecałam bratu, że będę się dla niego uśmiechać i postaram się, żeby Fabian [młodszy brat Kamila – red.] miał normalne dzieciństwo.
W sobotę na cmentarzu w Kule odbył się pogrzeb 8-letniego Kamila. Chłopca żegnały tłumy, niektórzy przejechali setki kilometrów, by uczestniczyć w ceremonii.
– Nie wyobrażałam sobie takiego dnia, że stanie mu się coś i będę go żegnać. Chciałabym mu powiedzieć, że bardzo go kocham, że będę tęsknić i żałuję, że to się stało, za szybko odszedł – mówi Magdalena, siostra chłopca. Sama wychowywała się w domu dziecka. Dwa lata temu nawiązała ponownie relacje ze swoim ojcem, a swoich przyrodnich braci – Kamila i rok młodszego Fabiana, poznała na początku roku.
„Odzyskać Fabianka”
– Pragnęłam ich poznać i pokochać jako rodzeństwo. Stało się tak, ale na zbyt krótko. Nie powinno to tak wyglądać. Kamil powinien żyć i cieszyć się dzieciństwem – mówi Magdalena. I dodaje: – Zrobimy teraz wszystko, żeby zabrać Fabianka z placówki. Tata będzie się starać, żeby go odzyskać. Gdyby nie chcieli, żeby Fabian był z tatą, to ja się będę starała. Tak, żeby nie był w placówce, bo wiem jak to jest. Nie chcę, żeby miał takie dzieciństwo jak ja miałam. Najgorszy był brak rodziny i wyzywanie od sierot, to mnie zawsze najbardziej bolało, więc nie chcę, żeby Fabian też to przechodził. – Boję się tej odpowiedzialności, ale wiem, że to jest mój brat i nie powinnam tchórzyć – podkreśla.
Dlaczego nikt nie pomógł?
Kamil mieszkał z matką, ojczymem oraz piątką rodzeństwa w mieszkaniu swojego wujka i ciotki, którzy mają dwójkę własnych dzieci. Łącznie, w dwupokojowym lokum, mieszkało dwanaście osób. Dorośli zgodnie twierdzą, że nie widzieli, jak Dawid B. znęcał się nad Kamilem, m.in. rzucając chłopca na rozgrzany piec węglowy.
– Byłem w pracy, tego dnia wróciłem późnym wieczorem do domu. Pytałem, co się stało Kamilowi, że jest taki czerwony na twarzy. Nie wiedziałem, że jest poparzony, bo był ubrany. Jego matka mi powiedziała, że się poparzył gorącą wodą – zapewniał wujek Kamila. I dodał: – Gdybym widział, co się dzieje, na pewno bym na to nie pozwolił.
Z kolei ciotka chłopca stwierdziła, że nic nie słyszała, bo była w swoim pokoju.
Nie miał siły na dłuższą walkę
Bestialsko skatowany przez ojczyma Kamil, przez pięć dni konał w brudnym i ciasnym mieszkaniu. W tym czasie do organizmu wdało się zakażenie. 3 kwietnia chłopiec trafił do szpitala. Nieleczone i rozległe oparzenia spowodowały zakażenie organizmu i niewydolność wielonarządową. Po pewnym czasie chłopiec został podłączony do ECMO. To aparatura, która natlenia krew poza organizmem. 8 maja zmarł.
– Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Organizm chłopca tego nie wytrzymał. Gdyby był zdrowym i leczonym dzieckiem, powinien był przeżyć. Podejrzewam, że jego organizm był słaby. Chłopiec był odwodniony, niedożywiony, prawdopodobnie miał różne niedobory, przez co nie miał siły na tę walkę – mówił w rozmowie z Uwagą! dr n. med. Andrzej Bulandra, koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka.