Przeżyły tragiczny wypadek w Egipcie, dramat zaczął się po powrocie do domu

Trzy osoby zginęły, szesnaście zostało rannych. O tragicznym wypadku autokaru, który wiózł polskich turystów na lotnisko w Egipcie, opowiedziały nam po kilku miesiącach dwie Polki. Dziś walczą o sprawność, ale przed wylotem, jak wielu turystów, nie miały świadomości, jak w takich sytuacjach działa ubezpieczenie.

Byliśmy na pustyni, gdzie wokół nie było nic. Nasz autokar leżał na boku. Byłam cała we krwi, zobaczyłam, że nie mam ręki. Chłopak mi powiedział, że mieliśmy wypadek – opowiada Paulina Mroncz.

„Prosiłam kierowcę, by zwolnił”

Autokar, którym jechała młoda kobieta, miał wypadek na autostradzie w pobliżu Morza Czerwonego. Kierowcą był Egipcjanin, a pasażerami Polacy, którzy już kończyli swój urlop w Egipcie i byli w drodze na lotnisko, aby wylecieć do Polski.

– Stwierdziłam, że położę się z tyłu autobusu i będę spała. Coś jednak nade mną czuwało, bo to miejsce było zajęte, a pani, która tam leżała, zginęła na miejscu – mówi Anna Pacholska.

– Kierowca strasznie szybko jechał. Myślę, że na pewno ponad 100 km/h – wspomina pani Paulina.

– Zwróciłam mu uwagę, żeby jechał wolniej, a nie tak szybko. Rezydent mu to powtórzył, żeby ściszył muzykę i jechał wolniej. Ale on nie zwolnił – mówi pani Anna. I podkreśla, że w momencie wypadku pojazd w nic nie uderzył.

– Autobus jechał, zarzuciło go i wywrócił się na lewą stronę, sunęliśmy dopóki nie stracił swojej prędkości. Pod plecami pękła mi szyba, szorowaliśmy po asfalcie. Plecy płonęły mi żywcem. Miałam poparzenia pierwszego stopnia od obtarcia – opowiada kobieta.

Sytuacja po wypadku była dramatyczna. – Jedna z kobiet biegała z dzieckiem i zatrzymywała samochody. Dziecko było całe w smole, a ona myślała, że jest poparzone w 100 proc. i ubraniami, ani wodą ta smoła nie chciała schodzić. Mówiła, że zlizywała jej z oczu i uszu smołę, żeby mogła widzieć i słyszeć – przywołuje pani Paulina.

Szpital

W wypadku zginęły trzy osoby, w tym 13-letnia dziewczynka i egipski kierowca. Wszyscy ranni Polacy trafili do lokalnego szpitala. Byli przerażeni panującymi tam warunkami.

– Bałam się, że zarazimy się gangreną czy czymś podobnym. Że umrzemy z powodu jakiegoś zanieczyszczenia, bakterii – mówi pani Anna. I dodaje: – Jak byliśmy w drugim szpitalu w Hurgadzie, czyli dużym mieście, to niestety też tak to wszystko wyglądało. Mam nagrania, gdzie każą nam się kłaść na prześwietlenie pleców na skórzane leżanki, które były zachlapane krwią.

– Przez pierwsze kilka dni byłam w stanie zagrażającym życiu. Było też zagrożenie obcięcia całej lewej ręki. Na dłoni miałam wszystko zdarte do kości – mówi pani Paulina.

– Cofnąłem się, jak zobaczyłem Paulinkę w szpitalu. Musiałem ochłonąć i dopiero wszedłem – przyznaje jej ojciec Roman Mroncz.

Ubezpieczenie

Ranni w wypadku Polacy chcieli jak najszybciej wrócić z Egiptu do kraju. Byli zaskoczeni, że ubezpieczenie podróżne kupione razem z wycieczką nie obejmowało leczenia i rehabilitacji po powrocie do Polski. Prawie nikt nie czytał wcześniej dokładnie warunków ubezpieczenia. Również pani Paulina i pani Anna.

– Niestety, dopiero po fakcie dowiedziałam się, że firmy działają w ten sposób, że ubezpieczenie podróżne działa tylko w momencie bycia za granicą. W momencie sprowadzenia osoby do kraju, w którym ma meldunek, ubezpieczenie się kończy i zostajemy ze wszystkim sami – mówi pani Anna.
Kobieta ma m.in. stłuczony talerz biodrowy i poprzesuwane dyski.

– Byłam zawodowym sportowcem, trenowałam lekkoatletykę, bieganie. Szykowałam się do zawodów. Byłam też trenerką personalną, byłam w trakcie otwierania swojej firmy na rynek ogólnopolski. I co mam teraz robić, jeżeli cała moja praca opierała się na pracy fizycznej? – ubolewa pani Anna.

– Chciałam zostać kosmetyczką i rozwijać się w tym kierunku. I w przyszłości otworzyć swój salon. A teraz nic sama nie zrobię, potrzebuję pomocy w każdej sprawie. Cały czas jestem od kogoś zależna. Ponadto na opatrunki i leki idzie strasznie dużo pieniędzy – mówi pani Paulina.

– Założyłem zbiórkę na protezę bioniczną dla Paulinki. Jest jej niezbędna do jakiegokolwiek funkcjonowania. Wstępnie ma kosztować około 350 tys. zł, ale kwota może się zwiększyć, bo każda proteza jest indywidualna – mówi ojciec dziewczyny.

Czy pomimo tego, że ubezpieczenie sprzedawane z wycieczką obejmowało tylko koszty leczenia w podróży, klienci, którzy ulegli tak poważnemu wypadkowi, mogą liczyć na pomoc biura, które organizowało wyjazd?

Z biura podróży otrzymaliśmy maila ze szczegółowym opisem działań firmy tuż po wypadku w Egipcie oraz deklarację zapewnienia poszkodowanym pomocy psychologicznej już na terenie Polski.
Niestety, najczęściej dopiero w razie wypadku turyści orientują się, co obejmuje wykupione przez nich ubezpieczenie podróży. Niewiele osób przy zakupie wycieczki czyta wielostronicowe dokumenty.

– Zdarzają się nawet 40-stronnicowe. I zdecydowanie warto się z nimi zapoznać. Ważne jest, żeby mieć wysoką sumę ubezpieczenia – zarówno kosztów leczenia, jak i następstw nieszczęśliwych wypadków. Warto również zadbać o to, żeby w ubezpieczeniu była opcja kontynuacji leczenia po powrocie do kraju – mówi Marcin Jaworski, ekspert ds. ubezpieczeń.

Eksperci przekonują, że najlepszym wyjściem jest wykupienie dodatkowego ubezpieczenia. Tym bardziej, że w przypadku krajów, które są popularnymi kierunkami wakacyjnymi Polaków, pokrycie kosztów wypadku z OC kierowcy jest praktycznie niemożliwe.

– W Polsce, w przypadku szkód osobowych, suma gwarancyjna w ramach OC wynosi w tej chwili ponad 6,2 mln euro. W Egipcie prawdopodobnie będzie to na poziomie 20 tys. euro. Moim zdaniem i na podstawie mojego doświadczenia życiowego, nie ma co liczyć na tamtejsze OC – mówi Mariusz Wichtowski, prezes Polskiego Biura Ubezpieczycieli Komunikacyjnych.

Zarówno pani Anna, jak i pani Paulina muszą teraz ułożyć sobie wiele spraw na nowo. – To był kubeł zimnej wody. Po części nie doceniałam tego co mam, żyłam na tyle wysokim poziomie, że nie miałam stresów. W tym momencie nie mam nic, wykorzystałam wszystkie swoje oszczędności. Jadę na pieniądzach pożyczonych na rehabilitację. Za wszystko płacimy sami – mówi pani Anna.