BiznesParkowanie w Poznaniu droższe niż obiad. Miasto łata dziury budżetowe kieszeniami kierowców

Parkowanie w Poznaniu droższe niż obiad. Miasto łata dziury budżetowe kieszeniami kierowców

Poznań znów na podium. Niestety, w niechlubnej kategorii: najdroższe parkowanie w Polsce. Od poniedziałku za trzy godziny postoju w centrum zapłacisz 33,50 zł. Na Jeżycach 26,50 zł, w zwykłej strefie 18 zł. Nawet jeśli rozliczasz PIT w Poznaniu i masz "zniżkę", wciąż mówimy o kwotach, które wielu mieszkańcom wydają się absurdem.

korki
korki
Źródło zdjęć: © Licencjodawca

Ratusz tłumaczy: to polityka transportowa, zachęta do korzystania z komunikacji miejskiej. Tyle że ta również zdrożała. Czyli – jakby nie patrzeć – miasto złupi cię dwa razy.

Dziura, której nie załatasz parkomatem

Budżet Poznania w 2024 roku ma deficyt rzędu 759 milionów złotych. Wpływy z parkomatów? Niespełna 54 mln zł rocznie. Rachunek jest prosty: nawet jeśli z nowymi stawkami dojdzie kilka dodatkowych milionów, to i tak będzie to drobna monetka w porównaniu z tym, czego brakuje. A jednak – zamiast szukać systemowych rozwiązań – magistrat idzie najprostszą drogą: sięga do portfela kierowców.

Klient ucieka, centrum pustoszeje

"Za trzy godziny postoju mam zapłacić tyle, ile za lunch dla dwóch osób? To chore" – oburza się pan Tomasz, kierowca z Rataj.

"Mam sklep na Św. Marcinie. Jeśli klient doliczy sobie 30 zł za parking, to wybierze galerię handlową na obrzeżach. I ja zostanę z problemem" – mówi pani Monika, właścicielka butiku.

"Płacę PIT w Poznaniu, a i tak czuję się jak frajer. Zniżka o kilka złotych nic nie zmienia" – dodaje pan Łukasz z Wildy.

Nie trzeba być prorokiem, by przewidzieć efekt: centrum Poznania jeszcze bardziej straci na atrakcyjności.

Fiskalizm zamiast wizji

Władze mówią: to ekologiczne, bo ograniczy ruch samochodowy. Mieszkańcy odpowiadają: to fiskalne, nie ekologiczne. Bo jak nazwać sytuację, w której jednocześnie rosną ceny tramwajów i autobusów? To nie zachęta, tylko kara – bez względu na to, czym się poruszasz.

Poznań od lat chwali się jako "miasto know-how". Ale w tym przypadku know-how sprowadza się do jednego: jak wycisnąć z mieszkańców jeszcze kilka złotych.

Pytanie brzmi, kiedy ta strategia odbije się ratuszowi czkawką. Bo kierowcy już złapali się za głowę, przedsiębiorcy w centrum liczą straty, a pasażerowie komunikacji czują, że zapłacą podwójnie. I coraz głośniej słychać pytanie: czyja to naprawdę polityka? Miejska – czy może zwyczajna, rozpaczliwa księgowość?

Wybrane dla Ciebie