Dimę odnalazł członek grupy poszukiwawczej „Sokół”. Po udanej akcji nie krył wzruszenia. – Zacząłem się dosłownie trząść. Zacząłem krzyczeć przez radio: on tu jest! – relacjonował Paweł Carpenko. – Zrobiliśmy co trzeba było zrobić. Naszym zdaniem było odnaleźć dzieciaka i zrobiliśmy to – dodał.
Chłopiec przebywa teraz na oddziale intensywnej terapii, jest mocno pogryziony przez komary i inne owady. Przez cztery dni żywił się trawą i pił wodę z mokradeł. W tym czasie szukało go ponad 500 osób.
Dima rąbał w lesie drzewo ze swoim ojcem, Andriejem Pieskowem. Gdy poczuł się zmęczony, ojciec odesłał do kempingu. Chłopiec zgubił się, bo nie był w stanie samodzielnie odnaleźć właściwej drogi. Ojciec był zdruzgotany. – nie życzę nikomu by doświadczył czegoś takiego jak ja – powiedział dziennikarzom Pieskow.