Muzeum za 25 milionów dolarów w ogniu sporów. Benin City czeka na otwarcie, które miało odmienić wizerunek Nigerii
W sercu Benin City, stolicy południowego stanu Edo, stoi imponujący kompleks, który miał stać się symbolem nowoczesnej afrykańskiej kultury – Muzeum Sztuki Afryki Zachodniej (Mowaa). Budowa trwała pięć lat, kosztowała 25 milionów dolarów, a zaprojektował je światowej sławy architekt Sir David Adjaye. Zamiast uroczystego otwarcia, projekt trafił jednak w sam środek politycznego i społecznego konfliktu, który może zagrozić jego przyszłości.
Nowoczesne budynki, przestrzenie ekspozycyjne, laboratoria konserwatorskie i wykopaliska archeologiczne miały stanowić o sile Mowaa – instytucji, która według założyciela i dyrektora Phillipa Ihenacho miała być nie tylko miejscem wystaw, ale motorem rozwoju regionu. – Chcieliśmy stworzyć muzeum, które będzie impulsem dla lokalnej gospodarki i da tysiące miejsc pracy – mówił w rozmowie z BBC. Szacowano, że Mowaa może wnieść nawet 80 milionów dolarów rocznie do regionalnej gospodarki kreatywnej.
Zanim jednak otwarto drzwi, władze stanu Edo cofnęły prawo użytkowania gruntu, na którym stoi muzeum. Powodem miało być usunięcie słowa "Edo" z pierwotnej nazwy instytucji. Decyzja wywołała falę protestów – tłum wtargnął na teren kampusu, domagając się, by muzeum nazwano "Benin Royal Museum" i podporządkowano królewskiemu pałacowi Oba Ewuare II.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli: obcokrajowcy zaproszeni na uroczystość otwarcia musieli zostać ewakuowani pod eskortą policji. Prezydent Nigerii Bola Tinubu powołał komisję rządową, która ma załagodzić konflikt i zapobiec dalszym napięciom między władzami lokalnymi a królewskim dworem.
Polityczny spór o muzeum ma jednak głębsze korzenie – dotyczy tzw. Brązów Beninu, jednych z najcenniejszych artefaktów afrykańskiej sztuki. Rzeźby z mosiądzu i kości, pochodzące z królewskiego pałacu w Beninie, zostały zrabowane przez Brytyjczyków w 1897 roku. Dziś tysiące z nich znajdują się w muzeach w Londynie, Berlinie i Nowym Jorku. Część została już zwrócona do Nigerii, lecz to, kto powinien być ich prawnym opiekunem – rząd, muzeum czy rodzina królewska – wciąż budzi ogromne emocje.
Phillip Ihenacho podkreśla, że Mowaa nigdy nie miało być miejscem przechowywania zwróconych Brązów. – Nie jesteśmy właścicielami tych dzieł. Naszą misją jest promowanie współczesnej sztuki afrykańskiej – filmu, muzyki, mody, tańca, a nie tylko artefaktów historycznych – tłumaczy.
Tymczasem część lokalnych liderów i artystów obawia się, że spór wokół muzeum może zaszkodzić wizerunkowi Nigerii i utrudnić dalsze rozmowy o restytucji skradzionych dzieł sztuki.
W inauguracyjnej wystawie, zatytułowanej "Powrót do domu", miały się znaleźć prace wybitnych twórców współczesnych, takich jak Yinka Shonibare, Toyin Ojih Odutola, Precious Okoyomon czy Tunji Adeniyi-Jones – wielu z nich po raz pierwszy prezentowałoby swoje dzieła w Nigerii. Jedną z centralnych instalacji jest rzeźba Shonibare’a – piramida z 150 glinianych replik Brązów Beninu, będąca metaforą utraconej tożsamości i duchowego oczyszczenia.
– To hołd dla traumy utraconych dzieł i naszej więzi z ziemią, z której pochodzą – tłumaczy artysta.
Choć polityczne tarcia wstrzymały otwarcie, samo muzeum już tętni życiem. W laboratoriach i pracowniach Mowaa pracują młodzi artyści, konserwatorzy i naukowcy z całej Afryki Zachodniej. – Dla nas to szansa na naukę i współpracę – niezależnie od tego, co dzieje się nad naszymi głowami – mówi 23-letnia rzeźbiarka Eweka Success z Uniwersytetu w Beninie.
Minister kultury Hannatu Musawa apeluje o dialog i kompromis: – Instytucje kultury są filarem naszej tożsamości. Musimy chronić je wspólnie – z szacunkiem zarówno dla tradycji, jak i dla nowoczesnych struktur państwa.
Czy muzeum, które miało symbolizować nowy rozdział w historii afrykańskiej sztuki, przetrwa polityczne burze? Jedno jest pewne – walka o Mowaa to coś więcej niż spór o nazwę czy władzę. To starcie między przeszłością, która domaga się sprawiedliwości, a teraźniejszością, która szuka własnego głosu w świecie kultury.