Mikołaj zakrztusił się winogronem, jest w stanie minimalnej świadomości. „Boję się, że będę musiała przerwać rehabilitację”

– W tej chwili mój syn jest w stanie minimalnej świadomości – mówi matka Mikołaja, który zakrztusił się winogronem w przedszkolu. Chłopiec wymaga nieustannej opieki i kosztownej rehabilitacji. Od roku sprawa o odszkodowanie za ten wypadek nie ruszyła z miejsca.

Jeden, pozornie zwykły dzień, zmienił nieodwracalnie życie całej rodziny. – Pojechałam do pracy, a Mikołaja zawiozłam do przedszkola. Bawił się. Około 10 dostałam telefon, to była pani z przedszkola, powiedziała, że Mikołaj się zakrztusił, czy mogę jak najszybciej przyjechać – opowiadała pani Michalina, matka 3-letniego wówczas Mikołaja.

Na miejscu okazało się, że stan chłopca, który zakrztusił się winogronem, jest bardzo poważny. – Zrobił się siny, krew mu leciała z nosa – opowiadała pani Michalina. Lekarze długo walczyli o życie Mikołaja. W śpiączce chłopiec został przewieziony do kliniki „Budzik”, a potem decyzją matki, nadal w śpiączce, wrócił do domu.

– Mikołaj umarł w przedszkolu. Miał zatrzymanie akcji serca i umarł. Wszystkiego musi się nauczyć od początku. Jest ciężko, bo wiemy, co mieliśmy, a wszystko zostało stracone przez jedno winogrono – ubolewa pani Wioletta, babcia Mikołaja.

Jaki jest w tej chwili stan Mikołaja? Czy nadal jest w śpiączce? – Jest w stanie minimalnej świadomości – mówi matka chłopca.

Sześcioletni dziś chłopiec stale musi być rehabilitowany. – Staramy się jak najczęściej jeździć na koniach. Mikołaj lubił te zwierzęta przed wypadkiem. Jeździł, a nawet startował w zawodach – mówi matka chłopca. I dodaje: – Widzę, że żywiej reaguje jak jest w otoczeniu zwierząt. Wystarczy siedzieć na koniu, a rehabilitacja robi się sama. Próbuję wszystkiego i daję mu szansę.

– Najbardziej boję się, że będę musiała przerwać rehabilitację ze względu na brak funduszy. Niczego się nie boję tak, jak braku funduszy. Wszystko inne mogę zrobić sama. Mogę mu pomagać, mogę go wspierać, ale takiej ilości pieniędzy nie byłabym w stanie sama pozyskać – zaznacza matka chłopca.

Wkrótce po wypadku zaczęła się walka o pieniądze. Znalazły się też osoby, które zaangażowały się w pomoc. – Mam pięciolatka w domu, a Mikołaj ma sześć lat, więc różnica jest bardzo mała. Myślę, że dlatego uderzyło mnie to… przepraszam, zaczynam płakać, jak to mówię – ociera łzy Beata Górska, która pomaga rodzinie. – Nie przekonuję ludzi do pomagania. Są dwa typy, tacy co pomagają i tacy co nie pomagają. Tych nie pomagających jest więcej i to jest ten problem – mówi pani Beata.

– Na początku w pomoc angażowało się dużo osób. Zabolało ich, że to mogło być też ich dziecko. Z czasem trochę to ucichło i coraz mniej osób pytało o Mikołaja. Coraz mniej osób zgłaszało się do nas z chęcią pomocy – mówi pani Michalina. I dodaje: – Było tak aż do momentu wypadku, który wydarzył się kilka dni temu. Wtedy temat Mikołaja wrócił, bo był to dokładnie taki sam wypadek, tyle, że śmiertelny.

– Gdyby nie pieniądze, które cały czas zbieramy, to rehabilitacja Mikołaja byłaby tylko na NFZ i z tego, co wiem należałoby mu się około 2 godziny dziennie, czyli 22 godziny dziennie leżałby i oglądał sufit – podkreśla pani Beata.

– Turnusy, rehabilitacje, zabiegi lecznicze i sprzęt. Mikołaj ma konsultacje neurologiczne, które przez internet kosztują 600 zł i to ledwo 15 minut. Dochodzimy do różnych rzeczy, o których normalny człowiek nie wie. To wszystko kosztuje. Coś ponad 2 tys. zł, a coś ponad 20 tys. zł – wylicza pani Wioletta, babcia Mikołaja.

– Mikołaj poddawany jest wielu terapiom. Walczymy o każdy staw, żeby zachowana była ruchomość – mówi rehabilitant Dariusz Woźniak. – Ma odruch chodzenia, uśmiechnął się, ale cały czas czekamy, że powie się “Mikołaj”, a on odwróci głowę i powie „Hejo, baba” bo zawsze mówił “hejo” – wspomina pani Wioletta.

Mikołaj i jego mama starają się wychodzić do ludzi. – Jeżeli o samego Mikołaja chodzi, to zmieniło się właśnie to, a jeśli chodzi o sprawę sądową, to nie zmieniło się absolutnie nic – ubolewa pani Michalina.

Sprawa sądowa o odszkodowanie

Kobieta samotnie wychowuje dwóch synów. Gdyby nie prywatne zbiórki, postępy Mikołaja nie byłyby możliwe. Sąd sprawę karną dotyczącą zdarzenia w przedszkolu umorzył, a cywilnej nawet nie zaczął. – Procesy w Gdańsku odbywają się trochę inaczej. Sądy wyznaczają przynajmniej pierwszy termin rozprawy, żeby ustalić, gdzie jest problem. Zachęcają też strony do mediacji i ugody. Natomiast sąd w Elblągu proceduje trochę w inny sposób i zarządza wymianę pism procesowych – zwraca uwagę adwokat Ewa Czapiewska.

Elbląski sąd, zaraz po naszej wizycie, wysłał mail, potwierdzając, że nie wyznaczył nawet pierwszej rozprawy o odszkodowanie. Matka Mikołaja nie poddaje się, porusza niebo i ziemię, by usprawnić chłopca. – Nie trzymam się osób, które stawiają nam hamulce, trzymam się osób, które nam mówią, że dopóki daje się szansę, to ta szansa jest – mówi kobieta.

Pani Michalina napisała list do Ministerstwa Sprawiedliwości ws. sądu w Elblągu. Przekazaliśmy go.
Po naszej wizycie otrzymaliśmy informację, że termin pierwszego posiedzenia w sprawie Mikołaja został wyznaczony na 25 października.