Mieszkańcy Mariupola umierają z braku wody. Ludzie piją wodę z kałuż

W blokowanym i atakowanym przez Rosjan Mariupolu na wschodzie Ukrainy nie ma jedzenia, prądu, ogrzewania, ludzie zaczynają umierać z braku wody pitnej – alarmują lokalne władze.

Na razie wstępnie mówi się o ponad 1200 ofiarach. Na cmentarzu wykopano zbiorową mogiłę.

W Mariupolu w obwodzie donieckim, nad Morzem Azowskim, nie ustają walki, miasto jest ostrzeliwane dniem i nocą – pisze Radio Swoboda. Rosjanie strzelają z systemów Grad i moździerzy kaliber 120 mm – przekazał szef władz obwodowych Pawło Kyryłenko. W mieście nie ma wody, jedzenia, prądu, ogrzewania, łączności. W związku z rosyjskimi ostrzałami nie udaje się otwierać korytarzy humanitarnych.

“Kończy się jedzenie, ludzie nie mają leków, żywności, wody. Z tego, co wiem od tych, którzy zdołał się dodzwonić do bliskich, to piją oni wodę z kałuż. (…) Miasto jest praktycznie przetrzymywane jako zakładnik” – powiedział wolontariusz z Mariupola. Jak dodał, ostrzał trwa z różnych stron. “To faktycznie blokada miasta. Powtórka drugiej wojny światowej” – stwierdził.

Dziennikarka z Mariupola Anna Romanowa, której udało się opuścić miasto, opowiada, że nie ma tam już ani jednej ulicy, na której nie byłoby zniszczonych budynków. “Zrujnowane są szkoły, przedszkola, szpitale, trafiono w szpital położniczy” – opowiadała.

Przekazała, że 8 marca, kiedy ostrzał był przez pewien czas wstrzymany, ciała ofiar zaczęto zbierać i chować w zbiorowych grobach na terenie starego cmentarza. Szczątki przywożone są w czarnych workach. “Trudno je identyfikować, nie wie się, kto jest chowany. To wielka katastrofa. Z jednej strony tam jest teraz zimno, temperatura około zera stopni, ludzie marzną w piwnicach. A z drugiej strony jak się zrobi cieplej i ostrzały nie będą cichnąć, to proszę sobie wyobrazić, co będzie się działo z tymi ciałami, jaka to katastrofa humanitarna” – mówiła.