Marsz 4 czerwca. “34 lata temu byłem z tatą na wyborach. Teraz dla Juliusza robię to samo”

Setki tysięcy osób z całej Polski przeszło przez centrum Warszawy w marszu 4 czerwca. W tym dniu reporterzy TVN24 rozmawiali z nimi o ich motywacjach, ale i marzeniach. “Przyszłam, żebym nie dusiła się w swoim kraju, który kocham”, “Walczymy tutaj o wolność dla nas, dla młodych” – usłyszeli.

– Przyszłam tutaj na na marsz, żeby i zademonstrować swoje poczucie wolności i zademonstrować to, żebym nie dusiła się w swoim kraju, który kocham. Ja, prawdziwa Polka – podkreśliła jedna z uczestniczek.

– To, co mnie sprowokowało, żeby przyjść na marsz, to wydarzenia ostatnich tygodni. Przekroczone zostały czerwone linie, jeżeli chodzi o praworządność, o ordynarne łamanie zasad, jakimi powinniśmy się w naszym społeczeństwie kierować. Jestem tutaj, żeby wyrazić sprzeciw i żeby walczyć za demokrację – tłumaczył stojący przy kancelarii premiera mężczyzna.

Obecny na marszu mężczyzna podkreślał, że uczestnicy są tu po to, by “zamanifestować poparcie dla wolności, dla demokracji, dla otwartych granic dla Unii Europejskiej dla wolnej Polski”.

Kobieta, której towarzyszyły córki, mówiła, że jej zdaniem “to jest nasza misja społeczna, to nasz obowiązek, żeby nie siedzieć w domu w fotelach, ale pokazać, że już mamy dosyć”.

Trzymający polską flagę mężczyzna punktował, że mamy do czynienia z “ogólną dewastacją kraju pod każdym względem”. – Tu nie tylko chodzi o prawo. Chodzi o gospodarkę, to rozkradanie, niszczenie, te afery, które były, to tego nie sposób zliczyć w tej chwili – przyznał.

Przed kamerą TVN24 wypowiedział się także mężczyzna, który na demonstrację zabrał syna. – 34 lata temu ja z tatą byłem na wyborach – zwrócił się wzruszony do swojego dziecka. – I teraz dla Juliusza robię to samo – dodał.