Wyszłam z samochodu, z naprzeciwka wyszedł też inny pan. Podniósł tego kotka i zapytał „To pani burmistrz?” Ja powiedziałam, że tak i on mi dał tego kota
Najpierw burmistrz zabrała wychudzonego i osłabionego kotka do weterynarza. Potem przyniosła do swojego gabinetu w ratuszu. Przekonuje, że uda jej się pogodzić służbowe obowiązki z opieką nad kotem.
Im więcej obowiązków, tym człowiek lepiej się wyrabia. A to nie jest obowiązek – to jest miłość