Znalazł swój motocykl wśród ogłoszeń w sieci. Powiadomił policję i… mocno się rozczarował

Pan Łukasz znalazł w sieci ogłoszenie sprzedaży motocykla, który został mu wcześniej skradziony. Był przekonany, że po powiadomieniu policji jednoślad szybko do niego wróci. Tak się jednak nie stało. Jak to możliwe?

Panu Łukaszowi skradziono spod domu motocykl. Trwające kilka miesięcy policyjne dochodzenie nie przyniosło żadnych rezultatów. Choć zdawało się, że mężczyzna nie odzyska już swojego jednośladu, to w styczniu, podczas przeglądania ogłoszeń o sprzedaży, mężczyzna rozpoznał swój skradziony motocykl.

– Mam zdjęcie mojego motocykla z przeglądu technicznego i zdjęcie tego z ogłoszenia. Można dostrzec mocno charakterystyczne elementy. Na jednym i drugim zdjęciu widać wgniotkę na tłumiku i malowany przedni błotnik, odcień farby kończy się w tym samym momencie – opisuje Łukasz Zygmunt.

Mężczyzna, będąc przekonanym, że to jego motocykl, zadzwonił do policję.

– Usłyszałem, że ktoś pojawi się do tego motocykla tam na miejscu, ale we wtorek. Był piątek, motocykl cały czas był wystawiony. Prawdopodobieństwo, że zginie, albo zostanie sprzedany, było bardzo duże – przekonuje pan Łukasz.

W tej sytuacji mężczyzna postanowił pojechać do osoby z ogłoszenia.

– Obdzwoniłem przyjaciół i rodzinę, by ktoś mi towarzyszył. Ustaliliśmy, że na miejscu albo się dogadamy, albo wezwiemy policję i zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądać – opowiada pan Łukasz. I dodaje: – Na miejscu okazało się, że nie przyjęła nas osoba, która wystawiła ogłoszenie, tylko dziadek tej osoby, który przetrzymywał motor u siebie na posesji. Okazało się też, że to mój motocykl, ale miał zdarte numery. Zadzwoniliśmy więc na numer 112.

Na miejsce przyjechała policja.

– Obejrzeli motocykl i doszli do wniosku, że jest krojony. Dlatego, że wymieniona została stacyjka, rozkręcony został korek i masa innych rzeczy. Kluczyk w stacyjce i baku był już inny, choć wcześniej był ten sam – opowiada pan Łukasz.

Z jego relacji wynika, że osoba, u której był motocykl, nie przedstawiła policji jakichkolwiek dokumentów jednośladu.

– On ich nie miał, bo ja je miałem przy sobie – zaznacza pan Łukasz. I dodaje: – Później okazało się, że ten człowiek zamienił quada na mój motocykl i jeszcze jeden skuter, który znajdował się w tym samym miejscu.

Interwencja nie zakończyła się jednak zwrotem motocykla.

– Ale dosyć dziwnie, dlatego, że jak już wychodziłem z posesji razem z policjantem, ten wskazał na szopę i powiedział, że motor ma stać tutaj, do czasu aż zajmą się nim policjanci z Wrocławia. Mój motor został więc zabezpieczony u pasera czy złodzieja, bo nie wiem, jak tego człowieka nazwać – oburza się pan Łukasz.

O opinię w tej sprawie zwróciliśmy się do jednego z prawników.

– Obowiązkiem policjantów, ponieważ jest to przestępstwo – kradzież motocykla jest ścigana z urzędu, było to, żeby natychmiast udać się na miejsce, gdzie motocykl się znajduje. Następnie, w obecności pokrzywdzonego, spróbować go rozpoznać. Gdyby było podejrzenie, że stanowi własność pokrzywdzonego – zawiadamiającego o przestępstwie, obowiązkiem policjantów jest sporządzić protokolarnie oględziny i zatrzymać motocykl na policyjnym parkingu. Po to, aby ustalić, czy jest to dowód przestępstwa – mówi adwokat Krzysztof Budnik.

– To powinno być wykonane nie w ciągu dni, a godzin. Wyobraźmy sobie, że posiadacz motocykla by go sprzedał albo rozebrał na części, to w przyszłości pokrzywdzony nie miałby możliwości udowodnienia, że to był jego motocykl, a nie jedynie podobny, bo tak by się bronił potencjalny sprawca – zauważa Budnik.

Ogłoszenie ponownie pojawiło się w sieci

Pomimo tego, że policjanci pozostawili motocykl na posesji dziadków sprzedającego, pan Łukasz przekonany był, że sprawiedliwości stanie zadość i wkrótce odzyska skradzioną własność. Ale blisko dwa tygodnie później ogłoszenie o sprzedaży motocykla ponownie pojawiło się w internecie.

– Opadła mi kopara i myślałem, że zaraz będę zbierał zęby z podłogi. To farsa, to najdziwniejsza sytuacja, w jakiej byłem w życiu – przyznaje pan Łukasz.

Blisko dwa miesiące później pan Łukasz kolejny raz pojechał w miejsce, gdzie wciąż stać miał skradziony motocykl. Tym razem w naszej obecności. Na posesji zastaliśmy jedynie dziadków mężczyzny, który wystawiał motocykl na sprzedaż.

Nie zostaliśmy jednak wpuszczeni, by obejrzeć jednoślad.

– Była policja i stwierdziła, że nie ma numerów, ani nic i koniec – usłyszeliśmy od mężczyzny z posesji.

– Spie… stąd, póki żyjesz – dodał po chwili.

Po ustaleniu, że motocykl, nadal znajduje się na tej samej posesji, na miejsce wezwaliśmy patrol policji.

Okazało się, że motocykl wystawiał na sprzedaż Bartłomiej M. Młody mężczyzna nie pojawił się jednak na posesji dziadków w trakcie naszej wizyty. Ustaliliśmy, że M. wraz ze swoimi rodzicami mieszka na jednym z polkowickich osiedli.

– Nie będę z wami rozmawiał, bo już mam sprawę zakończoną – oświadczył mężczyzna.

Tymczasem podczas interwencji na posesji dziadków Bartłomieja M., jeden z policjantów poinformował pana Łukasza, że motocykl zostanie zabezpieczony na parkingu komendy policji w Żaganiu.

Dlaczego stało się to dopiero, gdy sprawą zainteresowała się Uwaga!? Do czasu emisji naszego reportażu rzecznik prasowy wrocławskiej policji nie umówił się z nami na spotkanie.

– Mamy do czynienia z podstawami do odpowiedzialności dyscyplinarnej wszystkich funkcjonariuszy, którzy nie wykonywali swoich obowiązków albo nawet popełnili błędy śledcze – uważa adwokat Krzysztof Budnik. I dodaje: – Pokrzywdzonemu przysługuje roszczenie odszkodowawcze przeciwko Skarbowi Państwa, właściwie policji, za spowodowanie szkody w wyniku zaniechania wykonania swoich obowiązków.