Więzienna cela zamiast wakacji z rodziną.

Pan Łukasz w czasie odprawy na lotnisku dowiedział się, że ma do odbycia karę 4 dni aresztu za niezapłacenie 100 zł mandatu. Mężczyzna do ostatniej chwili miał prawo uregulować zobowiązanie. Mimo takiej woli z jego strony, nie udało się. Dlaczego?

Pan Łukasz na lotnisko Chopina przyjechał z rodziną tuż przed godz. 5. – Byliśmy pełni emocji, panowały pozytywne nastroje, jak to w przypadku wyjazdu na wakacje. Nie mogliśmy się doczekać tego, co na nas czeka – opowiada Łukasz Grądzki i dodaje: – Moja żona z synem bardzo szybko przeszli odprawę, a moja odprawa zaczęła się przedłużać. Po chwili pojawili się funkcjonariusze, którzy poprosili bym poszedł z nimi na rozmowę, a tam zostało mi wyjaśnione, co jest powodem zatrzymania.

Wyrok

Mężczyzna usłyszał, że w systemie straży granicznej widoczny jest wyrok sądowy. – Wyrok, który mówi, o tym, że jestem zobowiązany do odbycia kary – 4 dni aresztu – mówi Grądzki.

Na lotnisku okazało się, że pan Łukasz w związku z niezapłaceniem 100 złotowej grzywny za wykroczenie drogowe, ma do odbycia karę 4 dni aresztu. Choć mężczyzna gotowy był na miejscu uregulować zaległość, to funkcjonariusze straży granicznej oświadczyli, że nie ma on już takiej możliwości.

– Pierwsze przeszukanie, pierwszy kontakt ze służbami i tym, co dalej ma mnie spotkać. Wspominam to traumatycznie. Człowiek pozostawiony jest samemu sobie na 24 godziny – mówi o pobycie w miejscu zatrzymań.
Rodzina szybko podjęła decyzję, że aby całkiem nie stracić wykupionej wycieczki, na Cypr poleci żona i syn pana Łukasza. Tymczasem po dobie spędzonej w placówce pograniczników mężczyznę przewieziono do aresztu śledczego na warszawskim Służewcu.

– Pomieszczenie tymczasowe było wyjątkowo obskurne. Wulgarne napisy na ścianach, wszystko obdrapane, ciemna sala bez światła i jedna prycza, na której mogło usiąść 3-4 oczekujących więźniów, pozostali musieli stać, a byliśmy w tej celi przez jakiś czas w 7 osób. Kiedy udaliśmy się już do kolejnej celi, warunki były już lepsze. Choć, kiedy chciałem skorzystać z prysznica okazało się, że będzie taka możliwość za dwa dni – opowiada pan Łukasz.

Mandat

Urlop spędzony w ten sposób, mężczyzna z pewnością zapamięta do końca życia. By dowiedzieć się, co doprowadziło do takiego obrotu sprawy musimy cofnąć się do roku 2019 i jednej ze służbowych wizyt pana Łukasza w Łodzi.
– Zaparkowałem, udałem się do ośrodka geodezyjnego, załatwiłem swoje sprawy i po około 30-45 minutach wróciłem na parking. Na kole samochodu była założona blokada. Zgłosiłem się do straży miejskiej. Strażnicy na miejsce przybyli szybko, zaczęliśmy rozmawiać, powiedzieli mi, że parkowanie jest tam niedozwolone, bo jest to miejsce dla busów i w związku z tym należy mi się mandat wysokości 100 zł – opowiada mężczyzna. I dodaje: – Strażnicy uświadomili mi później, że znak o tym informujący znajduje się 30 metrów dalej. Z tym, że ten znak był do mnie odwrócony i ja przyjeżdżałem właśnie z tej drugiej strony niż znak i nie mogłem go zobaczyć. Uznając, że mam argumenty, ku temu, żeby się bronić, odmówiłem przyjęcia mandatu. I tak zakończyliśmy tę sytuację.

Korespondencja

W związku z tym, że pan Łukasz nie podał strażnikom swojego aktualnego adresu do korespondencji, a jedynie adres rodzinnego domu, w którym mężczyzna bywa sporadycznie, to właśnie tam najpierw straż miejska, a później sąd kierowały całą korespondencję związaną ze sprawą.

– Moja mama informowała, że jakaś korespondencja sądowa do mnie przychodzi i domyślałem się, że zapewne chodzi o mandat. Natomiast założyłem, że ten mandat w ostateczności zostanie ściągnięty przez komornika z mojego konta. Zakładałem, że w tej sytuacji, najgorsze, co mnie może spotkać, to ewentualnie naliczenie odsetek od 100 zł mandatu i ściągnięcie tej kary z mojego konta – tłumaczy Grądzki.

Łódzki sąd, wyrokiem nakazowym, uznał pana Łukasza winnym popełnienia wykroczenia drogowego i ukarał go 100 zł grzywną. Ponieważ mężczyzna grzywny nie opłacił, sąd zamienił ją na zastępczą karę 4 dni aresztu. W areszcie pan Łukasz również się nie stawił.

– W związku z tym sąd wydał nakaz doprowadzenia pana Łukasza G. W tym momencie, taka osoba staje się osobą poszukiwaną na terenie całego kraju – mówi Monika Pawłowska-Radzimierska, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Łodzi. I zaznacza: – Osoba ukarana karą grzywny, która ma zamienioną grzywnę, na karę aresztu może zawsze się z tego zwolnić. W każdym momencie, poprzez zapłacenie grzywny. Dlatego sąd nie musi tego zawierać w wyroku, ponieważ to nie sąd decyduje, o tym czy dana osoba może się zwolnić z kary aresztu zastępczego, czy nie może, tylko ustawodawca o tym zadecydował w artykule 27.

Jak zatem mogło dojść do sytuacji, w której panu Łukaszowi odmówiono prawa do uregulowania zaległej grzywny, choć wyrażał on taką chęć?
W podobnej sytuacji był pan Leszek z Piaseczna, którego sąd za niezapłacenie grzywny za wykroczenie drogowe, skazał na zastępczą karę, w tym przypadku jednak były to 2 dni aresztu. Przy zatrzymaniu pozwolono mężczyźnie uregulować zaległa należność, przez co uniknął odsiadki.

– Policjanci przyjechali do mnie z nakazem zatrzymania i powiedzieli, że w zasadzie powinni mnie zawieźć do aresztu na Służewiec. Chciałem im zapłacić te 100 zł, ale oni powiedzieli, że nie mogą przyjąć i muszę jechać do banku. Wpakowali mnie do radiowozu i w trzyosobowej eskorcie wprowadzili mnie do banku i zapłaciłem mandat, dostałem kwitek i wtedy mnie wypuścili i odwieźli do domu – opowiada Leszek Kraskowski.

„Nie było żadnej informacji”

Zapytaliśmy straż graniczną, dlaczego panu Łukaszowi nie umożliwiono zapłaty grzywny, mimo że wyrażał taką chęć.

– W tym przypadku straż graniczna skontaktowała się z jednostką poszukującą, czyli komisariatem policji w Rzeszowie, w celu potwierdzenia aktualności. Dostaliśmy jasny i precyzyjny komunikat, tak zwana dyspozycję, że zgodnie z postanowieniem sądu pan Łukasz powinien być zatrzymany i doprowadzony do najbliższego aresztu śledczego. Nie było żadnej informacji, o tym, że ta kara aresztu może być zamieniona na grzywnę – mówi kpt. Dagmara Bielec, rzeczniczka Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Dlaczego nie zastosowano obowiązującego prawa? – Dlatego, że zmiana w zleceniu postanowienia o zamianie aresztu na karę grzywny pozostaje w gestii jednostki poszukującej, a był to komisariat policji w Rzeszowie – twierdzi kpt. Bielec.

Skontaktowaliśmy się z rzeszowską policją. – Dyżurny komisariatu poinformował, dysponując tymi samymi materiałami, co straż graniczna, że na nakazie doprowadzenia nie ma adnotacji dotyczącej prawa do skorzystania z tego artykułu. Decyzja rzeszowskich policjantów, czy jakiś innych nie ma znaczenia, bo decyzję podjął sąd – stwierdza nadkom. Adam Szeląg, oficer prasowy komendanta miejskiego policji w Rzeszowie.
– Na organie, który dokonuje zatrzymania spoczywa obowiązek dopełnienia wszystkich formalności, poinformowania o prawach i obowiązkach. Przerzucanie odpowiedzialności na policjantów z Rzeszowa jest niestosowne – uważa nadkom. Szeląg.

– W tej sytuacji powiedziałbym tak: Jeżeli ktoś dostaje mandat, to warto ochłonąć po pierwszych emocjach. Zawsze zalecam refleksję, czy warto potem iść do sądu, być na rozprawie, zeznawać, odbierać korespondencję, skoro można zapłacić 100 zł. Nawet jeśli to jest momentami wątpliwe, czy dyskusyjne – mówi adwokat Bartosz Grohman. I dodaje: – Oczywiście, w sytuacji, kiedy mamy silne poczucie własnej wartości, własnej racji, to do tego służy aparat państwa i sąd, żeby rozstrzygać racje. Natomiast gramy wtedy według ustalonych reguł, czyli trzeba odbierać wezwania i stawić się na rozprawę.