Za jego płotem składowane są ogromne ilości chemikaliów

Hałdy śmieci, mauzery i beczki z chemikaliami. A wszystko to tuż za płotem mieszkańca Grodziska Mazowieckiego, który od lat apeluje do urzędników o zlikwidowanie zagrażającego życiu i środowisku składowiska.

 

Niebezpieczne odpady leżą od lat

Pan Adam mieszka z rodzicami we wsi Chlebnia pod Grodziskiem Mazowieckim. Od kilku lat bezskutecznie walczy z urzędem miasta i tamtejszą prokuraturą o uprzątnięcie z sąsiadującej posesji niebezpiecznych odpadów chemicznych. To pozostałość po sortowni odpadów, która już nie istnieje.

– Są chemikalia, są beczki, śmieci. Od ośmiu lat żyję z tym wszystkim za siatką. Być może już jestem podtruty, ale burmistrza to nie interesuje – mówi pan Adam. Mężczyzna dysponuje pismem ze zleconych przez urzędników oględzin działki. Stwierdzono w nim, że odpady mogą stwarzać potencjalne zagrożenie dla mieszkańców oraz dla środowiska. – Pismo jest z 2014 roku, ale od tamtej pory nie podjęto żadnych kroków, aby te pojemniki usunąć – denerwuje się Barczyński. Mieszkaniec Chlebni ma również nagranie z 2019 roku, na którym widać, jak ogromne ilości odpadów dalej zwożone są na działkę.

– Prokurator wie, że ten film istnieje, ale jeszcze się po niego nie zgłosił – mówi pan Adam. I dodaje: – Dwa lata temu moi rodzice byli u prokuratora i mówili mu o tym nagraniu. Powiedział, że się przyda, ale na razie mu się nie przydało.

4 lata i nic

Co urzędnikom gminy Grodzisk Mazowiecki udało się zrobić przez 4 lata, od kiedy wiedzą o tym, że na posesji znajdują się potencjalnie niebezpieczne odpady? – Podejmowaliśmy działania głównie przez wojewódzkiego inspektora środowiska z racji tego, że na terenie tej posesji działała firma. Działania te nie były skuteczne – przyznaje Łukasz Kapuściak z Urzędu Miasta w Grodzisku Mazowieckim.

– Firma zajmowała się segregacją odpadów i na jej terenie mogły znajdować się niebezpieczne substancje, ponieważ miała ona zgodę na ich sprowadzanie – dodaje Piotr Łaczyński z Urzędu Miasta w Grodzisku Mazowieckim.

– Postępowanie zostało wszczęte, gdy firma była nieaktywna. Wtedy mieliśmy pewność, że odpady, które się tam znajdują, zostały porzucone, a osoba, która miała je tam zwozić, znikła – informują urzędnicy.

Urzędnicy tłumaczą, że w tej sytuacji postępowanie zostało wszczęte wobec właścicielki posesji – Hanny W., która według ustawy o odpadach jest posiadaczką zalegających na działce śmieci. Niebezpieczne odpady w Skierniewicach W trakcie realizacji reportażu udało się ustalić, że w odległych od Grodziska o około 50 km
Skierniewicach istniała druga spółka zajmująca się odpadami, w której nazwie było wykorzystane nazwisko Hanny W. W dokumentach właścicielem firmy był jednak konkubent kobiety. – Substancje, które były tam składowane, stwarzały bezpośrednie niebezpieczeństwo wybuchu, tym samym zagrażając pobliskim mieszkańcom. Znaleziono tam biały fosfor, różnego rodzaju cyjanki, w tym cyjanek potasu, a więc liczne substancje trujące – mówi prok. Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.

Sytuacja w Skierniewicach była na tyle niepokojąca, że prezydent miasta zdecydował o wywiezieniu odpadów. – Musieliśmy wejść na czyjś teren i niestety na koszt mieszkańców naszego miasta, czyli budżetu Skierniewic, po prostu usunąć te odpady. Procedura trwała około dwa lata, natomiast ostatecznie udało się uzyskać wszystkie pozwolenia i wyłoniliśmy firmą, która wywiozła odpady – mówi Krzysztof Jażdżyk, prezydent Skierniewic.

Na tamtejszym składowisku porzuconych było ponad 20 ton niebezpiecznych substancji. Usunięcie odpadów kosztowało miasto prawie 5 mln złotych. Hanna W. na ławie oskarżonych W sprawie składowiska odpadów w Skierniewicach trwa proces sądowy. Hanna W. jest oskarżona o pozostawienie niebezpiecznych chemikaliów i odpadów, które zagrażały mieszkańcom Skierniewic. 60-letnia kobieta przed sądem tłumaczyła się stanem swojego zdrowia.

– W 2013 roku dowiedziałam się, że mam raka i konieczna jest operacja. To spowodowało, że moja depresja się pogłębiła. Pojawiły się myśli samobójcze, które mnie przeraziły i wtedy zgłosiłam się do psychiatry – mówiła Hanna W. w sądzie. I przyznała: – Siedziałam w domu i nie interesowało mnie, co się dzieje ani w Chlebni, ani w Skierniewicach.

Hanna W. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że jedynie pomogła założyć firmę swojemu partnerowi, przekazując mu pełnomocnictwa do jej prowadzenia. – Poznałam Marka M. i zamieszkaliśmy razem. On pracował przy gospodarce odpadami. W spółce, w której pracował, likwidowany był dział transportu odpadów. W związku z tym, że był karany, nie mógł sam utworzyć spółki i wtedy poprosił mnie, żebym otworzyła ją na własne nazwisko – tłumaczy kobieta.

Według obrońcy Hanny W. głównym winnym w tej sprawie jest nieżyjący już konkubent kobiety – Marek M. – Główny sprawca, a de facto jedyny, którego można byłoby pociągnąć do odpowiedzialności w tej sprawie, zmarł. To nie jest jakiś wielki mafijny biznes pani Hanny W. i Marka M., a jedynie sytuacja w której moja klientka zawierzyła osobie, która snuła przed nią wielkie plany – przekonuje Paweł Jaczewski.

Śledztwo umorzone

Tymczasem sprawa nieuprzątniętych odpadów w Chlebni nie będzie miała finału w sądzie. Okazuje się, że prokuratura w Grodzisku Mazowieckim już dwa lata temu umorzyła śledztwo, uznając, że nie doszło do skażenia terenu. Urzędnicy gminy, którzy dowiedzieli się o tej decyzji od ekipy Uwagi!, twierdzą, że prokuratura nie ustaliła nawet, jakie chemikalia są pozostawione w tajemniczych pojemnikach.

– Jest to dla nas bardzo zaskakujący fakt, ponieważ ostatnią korespondencję od prokuratury otrzymaliśmy w kwietniu 2019 roku. Poinformowano nas wtedy, że śledztwo jest zawieszone do czasu przesłuchania świadka – mówi Łukasz Kapuściak z Urzędu Miasta w Grodzisku Mazowieckim. – Liczyliśmy na to, że prokuratura w wyniku złożenia przez nas pisma z października 2021 roku, zleci badanie próbek, żebyśmy wiedzieli dokładnie, co tam się znajduje – przyznaje Kapuściak.

– W tej chwili możemy ponownie zwrócić się do prokuratury – albo o odwieszenie śledztwa, albo ponownie złożyć wniosek o podejrzeniu popełnienia przestępstwa – dodaje Piotr Łaczyński. Kto posprząta niebezpieczne odpady w Chlebni? Zdaniem obrońcy Hanny W. sytuacja odpadów w Chlebni jest analogiczna do tej w Skierniewicach. – W Skierniewicach posprzątało to miasto – zaznacza adwokat.

Czy jego klientka ma świadomość, że będzie musiała zwrócić miliony złotych, które pochłonęło usunięcie niebezpiecznych odpadów? – To jest osoba na emeryturze, która nie posiada poza nią żadnych innych dochodów. Cały jej majątek został zlicytowany przez komornika, więc nie jest osobą wypłacalną – mówi obrońca Hanny W.