Setki ton niebezpiecznych odpadów w Polsce. „Żyjemy na tykającej bombie”

Problemy ze zdrowiem, zagrożenie wybuchami i pożarem, konieczność przenoszenia dzieci ze szkół z terenów skażonych – to tylko niektóre z długiej listy problemów, spowodowanych nielegalnymi składowiskami odpadów chemicznych.

Problem z tzw. mafią śmieciową poruszaliśmy w Uwadze! wielokrotnie. Choć kolejne grupy przestępcze są rozbijane to problem zalegających odpadów pozostaje nierozwiązany.

Jednym z pierwszych miejsc, gdzie trafiliśmy na zakopywane niebezpieczne chemikalia był Ełganów pod Gdańskiem. To tam nasze kamery zarejestrowały całe zbocze skażonych popiołów z pobliskiej spalarni odpadów niebezpiecznych.

Koszt utylizacji skażonych popiołów szacowany jest na 14 milionów złotych. Gminy nie stać na taki wydatek.

Dwa lata temu ujawniliśmy, jak wygląda utylizacja chemicznych odpadów przez grupę związaną z firmą Clif ze Skawiny pod Krakowem. Działająca pod przykrywką firmy zbierającej farby, lakiery i inne rakotwórcze i łatwopalne substancje grupa pozbywała się odpadów zakopując je w ziemi.

W UWADZE! pokazywaliśmy też historię z Bytomia. To tam, dzięki wrzuconemu na ciężarówkę z odpadami urządzeniu GPS, trafiliśmy na teren obok centrum handlowego w centrum miasta, gdzie zakopywane były odpady.

Trwająca przez lata bezkarność sprawców przestępstw ekologicznych doprowadziła do tego, że zakopywane wcześniej na odludziu odpady, dziś porzucane są w centrach miast.

W Borkowicach pod Radomiem inna grupa porzuciła łatwopalne i toksyczne chemikalia w wynajętych magazynach obok szkoły. Placówkę z powodu zagrożenia dzieci trzeba było ewakuować.
– Musieliśmy usunąć ze szkoły uczniów i ewakuować ich do dwóch innych placówek. Szkoła musi być pusta, mimo iż jest doskonale wyposażona, są przy niej boiska, place zabaw – mówi Robert Fidos, wójt Gminy Borkowice i dodaje: W miesiącach letnich temperatura będzie rosła, przez co wzrośnie zagrożenie zatruciem oparami, pożarem czy wybuchami w pobliżu szkoły.

Obecnie dzieci uczą się w odległym o kilka kilometrów od centrum starym budynku, w którym mieści się również szkoła muzyczna. Gmina nie ma pieniędzy na utylizację stwarzających zagrożenie chemikaliów. Porzucone leżą w magazynach już od pół roku.

Analogiczna sytuacja ma miejsce w Żorach. Chodzi o działkę jednego z biznesmenów. Mężczyzna obecnie przebywa w areszcie, jednak jego sąsiedzi żyją w ciągłym zagrożeniu z powodu zgromadzonych przez niego chemikaliów.
– Nasz sąsiad, tuż obok piaskownicy mojego dziecka przetrzymuje niebezpieczne odpady. Wszyscy mamy problemy ze zdrowiem, śpimy tuż przy tych odpadach. Niedaleko stąd jest szkoła, przedszkole. Przy wybuchu, zaprószeniu ognia dojdzie do tragedii. Nikt nic z tym nie robi – podkreśla Aleksandra Osińska, mieszkanka Żor.

W każdym przypadku tłumaczenia samorządowców są takie same. Skala problemu przerosła możliwości, a budżety gmin nie udźwigną kosztów związanych z unieszkodliwieniem porzuconych odpadów.
– Było już kilka spotkań z władzami miasta, ale nie widać możliwości zakończenia sprawy. Miasto zrzuca winę na WIOŚ [Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska – red.], a oni z kolei winią RDOŚ [Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska – red.]. I tak się przerzucają wzajemnie oskarżeniami – dodaje Adam Dzida, mieszkaniec Żor.

Po emisji naszego reportażu z Bytomia, mieszkańcy miasta, nękani plagą porzucanych odpadów, wyszli na ulice. W wyborach samorządowych zmieniono prezydenta miasta. Nowy unieważnił wydane wcześniej pozwolenia na składowanie odpadów i odwołał szefów miejskich spółek, na których terenie zakopywano groźne substancje.

– Dziękuję dziennikarzom Uwagi! za przedstawienie tematu i ukazanie, jak głęboko może sięgać patologia władzy. Ten proceder dział się na gruntach miejskich, miejscy urzędnicy wydawali decyzje i nadzorowali ten proces, tym samym degradując duży teren w naszym mieście – podkreśla Mariusz Wołosz, prezydent Bytomia i dodaje: Dziś szacuję, że oczyszczenie tego miejsca, które pokazaliście w swoim reportażu będzie kosztować kilkadziesiąt milionów złotych.

Dopiero w tym roku, Prokuratura Okręgowa w Krakowie zdecydowała się na przedstawienie zarzutów dziesięciu osobom, tworzącym zorganizowaną grupę przestępczą. Kierował nią według zarzutów Andrzej N. 54-letni mężczyzna – dyrektor spółki Clif ze Skawiny. Ten sam, którego działalność ujawniliśmy dwa lata temu.
– Osoba, która została wyznaczona przez kierującego tą grupą znajdowała puste magazyny i fałszując dokumenty zawierała umowę najmu w imieniu innej firmy. Właściciela hali nie informowano, że będą w niej składowane odpady toksyczne, bo nie mogły być tam składowane – opisuje Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Minister Środowiska deklaruje, że dostrzega skalę problemu.
– Problem odpadów był w Polsce przez organa ścigania problemem niedocenianym. Służby ochrony przyrody nie miały narzędzi do skutecznego egzekwowania prawa – podkreśla Henryk Kowalczyk.

Ministerstwo ma przedstawić samorządom propozycję, która pomoże rozwiązać problem nielegalnych wysypisk.
– Będziemy proponować pomoc. Chcę zaznaczyć, że będzie to pomoc, nie wyręczenie w załatwieniu problemu. Nie jest możliwe, że teraz Minister Środowiska posprząta wszystkie odpady. Pomoc, którą planujemy to pożyczka o niskim oprocentowaniu, która będzie musiała być poparta oświadczeniem o konieczności wyegzekwowania pieniędzy od właściciela odpadów, czy gruntów – dodaje minister Kowalczyk.

Według zapowiedzi ministerstwa, program pożyczek dla samorządów ma być uruchomiony do lipca.