W Bałtyku jest coraz mniej ryb. „Mamy tutaj pustynię”
Świeża bałtycka rybka prosto z kutra? Właściciele nadbałtyckich smażalni ryb przyznają, że większość ryb, które podają, nigdy nie pływała w naszym morzu. Ryb w Bałtyku jest coraz mniej, a małe, rodzime rybołówstwo umiera.
– Mamy 80 proc. ryb rozmrażanych i 20 proc. świeżych. Przykro to mówić, ale takie są fakty – przyznaje pani Ewa, właścicielka smażalni ryb. I dodaje: – I niestety, będzie coraz gorzej. Jak patrzy się na tutejszych rybaków, to nie jest to ciekawa sytuacja.
„Mamy tutaj pustynię”
W porcie Darłowo pracuje załoga łodzi rybackiej DAR-125. Towarzyszymy jej, gdy wypływa w morze, aby zebrać z zastawionych sieci troć bałtycką. Spośród ponad 100 jednostek rybackich w Darłowie, tych które wypływają w morze, pozostało już nieco ponad 30.
– Tutaj koło Darłowa były dosyć dobre łowiska dorszowe i korzystaliśmy z tego. Stawiało się około 100 siatek, w które łapało się tyle ryb, aby wystarczyło na godne życie – opowiada Rafał Bocheński, rybak z 30-letni stażem, który jeszcze do niedawna żył z rybołówstwa.
– To już nie jest rybołówstwo, to jest „rybołapstwo”. Rybołówstwo dawno się skończyło. Teraz nie ma nawet na przeżycie – ocenia pan Mirosław.
Pan Mirosław również jest rybakiem z kilkudziesięcioletnim stażem. Mówi, że gdyby nie inne biznesy, nie udałoby mu się utrzymać. Razem z żoną prowadzi jeszcze budkę z rybami oraz smażalnię. – Rybołówstwo zostaje teraz, można powiedzieć, tylko rekreacyjnie – dodaje mężczyzna.
Coraz mniej ryb w Bałtyku
Z roku na roku w Bałtyku ubywa ryb. Z danych GUS wynika, że 6 lat temu wyłowiono ponad 10 tys. ton dorsza, 2 lata temu już tylko nieco ponad 4 tys. ton, a ilość cały czas spada. Jednym z powodów są wprowadzane limity.
Właśnie dlatego rybacy próbują teraz łowić m.in. szprota, śledzia, gładzicę czy flądrę. – Będzie z tego może ze dwie skrzynki, 50 kilogramów. To bardzo mało – mówi załoga DAR-125 po powrocie z morza.
„Na Bałtyk wpływamy my wszyscy”
Brak ryb w Bałtyku to wina kilku czynników. Powodami są m.in. coraz słodsza i cieplejsza woda oraz brak oddziaływania Morza Północnego, którego coraz rzadziej natlenia i dosala Morze Bałtyckie poprzez wlewy wód.
Skąd pochodzą zatem ryby w nadbałtyckich smażalniach? – Z Hiszpanii, Portugalii, Chile, Grenlandii – wylicza pan Sebastian. Mężczyzna też wypływał kiedyś w morze, organizował komercyjne rejsy wędkarskie. Dziś razem z żoną prowadzą jednak wędzarnię oraz przetwórstwo ryb.
Do Polski z roku na rok trafia coraz więcej zamrożonych ryb. W 2016 roku było to ponad 176 tys. ton, a już w 2019 ponad 213 tysięcy ton.
Hodowle zamknięte alternatywą?
Alternatywą, na razie w małym stopniu, dla mrożonych i importowanych ryb mają być powstające w Polsce hodowle zamknięte. Jedna z nich działa w okolicach Rewala. Stąd na polskie stoły trafia miesięcznie około 50 ton łososia atlantyckiego.
– Jeszcze do niedawna miałem nadzieję, że będzie lepiej. Teraz wiem już jednak, że małe rybołówstwo, to które powinno funkcjonować, umiera. Stajemy się skansenem – kwituje Rafał Bocheński.