“Guardian” samotny ojciec z Mariupola odnalazł swoje deportowane dzieci w Moskwie.

Mieszkaniec Mariupola, 40-letni Jewhen Meżewyj, kilka miesięcy po deportacji do Rosji odnalazł syna i dwie córki. O walce samotnego ojca o odzyskanie dzieci opowiada Guardian, który zauważa, że deportacje najmłodszych ofiar wojny skłoniły Międzynarodowy Trybunał Karny do wydania nakazu aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina.

Mieżewyj pracował jako operator dźwigu w Mariupolu. Kiedy usłyszał pierwszy rosyjski ostrzał, od razu pomyślał o bezpieczeństwie swoich dzieci: 13-letniego Matwija, 9-letniej Światosławy i 7-letniej Aleksandry. Mariupol wkrótce znalazł się w stanie oblężenia, które Międzynarodowy Czerwony Krzyż określił jako „apokaliptyczne”.

Rodzina schroniła się w schronisku w jednym z mariupolskich szpitali, gdzie mężczyzna pomagał przenosić ciała zmarłych. 17 marca do szpitala weszli rosyjscy żołnierze i przedstawili rodzinie „dwie opcje”. „Albo jedziemy z nimi od razu, albo możemy porozmawiać z Czeczenami, którzy po nich przyjdą. Zdecydowaliśmy się jechać z Rosjanami. Zawieźli nas na Wynohradne na wschód od Mariupola, gdzie młodzi ludzie w białych koszulkach z” Powitały nas odznaki „Kocham Rosję” i zaoferowały pomoc. Zatrzymaliśmy się tam na jakiś czas, ale pewnego dnia po tym, jak zabrano nas na punkt kontrolny i przeszukano, rosyjski urzędnik znalazł coś w moich dokumentach” – opowiada Mieżewyj. W latach 2016-2019 mężczyzna służył w armii ukraińskiej na zachodzie kraju. W rezultacie Rosjanie przetransportowali go do więzienia koło Oleniwki w obwodzie donieckim, gdzie przetrzymywano ukraińskich jeńców wojennych. Był tam przetrzymywany przez 45 dni. Po wyjściu na wolność zaczął szukać swojej rodziny. Udał się do Doniecka, by odebrać dokumenty i poszukać informacji o losie swoich dzieci. Członek administracji okupacyjnej poinformował go, że zostali wywiezieni do Moskwy „do obozu”.

Pozbawiony środków do życia Mezhevyy próbował znaleźć pracę, aby móc wyjechać po dzieci. Na początku czerwca zadzwonił do niego jego syn Matwij i powiedział, że obóz, w którym przebywają, ma zostać zamknięty w ciągu pięciu dni, a wszyscy nieletni trafią do rodzin zastępczych lub sierocińców.

W końcu, z pomocą ochotników, Mezhevyy dotarł do Moskwy. „Bardzo trudno było dostać się do Rosji z terenów okupowanych. Byłem przesłuchiwany i ponownie przesłuchiwany, mimo że spędziłem 45 dni w ich więzieniu i chciałem tylko odzyskać moje dzieci. Ale nikogo to nie obchodziło. Przekroczyłem granicę z Rosją i wsiadłem do pociągu do Moskwy” – opowiadał Mieżewyj.

Kiedy przyjechał do Moskwy, skontaktowała się z nim rosyjska urzędniczka pracująca w biurze rzecznika praw dziecka Marii Lwowej-Bełowej. Poinformował Meżewyja, że musi uzyskać zgodę na odebranie dzieci z opieki społecznej samozwańczej Republiki Donieckiej.

„Kiedy wypełniałem ostatni dokument, usłyszałem głosy moich dziewczynek. Podbiegły i długo się przytulaliśmy. Potem podszedł mój syn Matwij” – opisał Ukrainiec.

Meżewyj zdołał przedostać się z dziećmi na Łotwę z pomocą wolontariuszy, gdzie znalazł wraz z rodziną schronienie.