Szczątki dzików porzucone w lesie. Pracownik Lasów Państwowych nagrany przez aktywistów i zwolniony
Szokujące odkrycie w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym – aktywiści inicjatywy Vena natknęli się na porozrzucane szczątki zwierząt, w tym kilkanaście głów dzików, pozostawionych w głębi lasu. Zarejestrowali również moment, w którym mężczyzna – według ich ustaleń pracownik Lasów Państwowych – dorzucał kolejne części zwierząt. Sprawa została zgłoszona do Nadleśnictwa Gdańsk oraz policji. Mężczyzna już stracił pracę, a śledztwo trwa.
Do zdarzenia doszło w lutym, ale nagranie zostało opublikowane przez aktywistów dopiero pod koniec marca. Jak relacjonują, podczas dokumentowania odnalezionych szczątków w rejonie polany pojawił się samochód oznakowany jako należący do Lasów Państwowych. Wysiadł z niego mężczyzna, który miał wyrzucać głowę, uszy i racice dzika w pobliżu paśnika. Aktywiści obserwowali i nagrali tę sytuację z ukrycia.
Po ujawnieniu nagrania i informacji, Nadleśnictwo Gdańsk rozpoczęło postępowanie wyjaśniające, które potwierdziło udział pracownika w incydencie. – To sytuacja absolutnie niedopuszczalna, dlatego zakończyliśmy współpracę z osobą widoczną na nagraniu – powiedziała rzeczniczka prasowa nadleśnictwa, Joanna Bloch-Orłowska.
W oficjalnym oświadczeniu Nadleśnictwo podkreśliło, że porzucanie szczątków zwierząt w lesie jest niezgodne z przepisami i nie do przyjęcia w pracy Lasów Państwowych. Zapewniono również, że działania podjęte po zdarzeniu mają zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.
Aktywiści z Veny, choć zaskoczeni szybkim działaniem nadleśnictwa, podkreślają, że sprawa wciąż budzi wiele pytań. – Cieszy nas, że reakcja była zdecydowana, ale chcemy wiedzieć, w jakich okolicznościach zginęły te zwierzęta i dlaczego szczątki znalazły się w lesie – komentuje Karolina Czechowska z inicjatywy Vena.
Śledztwo w sprawie prowadzi także policja. Funkcjonariusze mają ustalić, czy doszło do przestępstwa i czy działania mężczyzny miały związek z nielegalnym odstrzałem bądź niewłaściwym gospodarowaniem szczątkami zwierząt łownych.
Nagłośnienie sprawy może okazać się przełomowe – zarówno dla praktyk myśliwskich, jak i kontroli nad działaniami pracowników odpowiedzialnych za opiekę nad lasami.