Sejm pełen wrzasku – 51 posłów ukaranych za skandaliczne okrzyki.
2 kwietnia w polskim Sejmie doszło do jednego z najbardziej napiętych i emocjonalnych incydentów ostatnich miesięcy. Grupa 51 posłów Prawa i Sprawiedliwości zakłóciła obrady, wykrzykując w stronę Romana Giertycha oskarżenie o najcięższym możliwym brzmieniu – "morderca". Odpowiedzią Prezydium Sejmu były surowe kary finansowe, w tym najwyższy wymiar sankcji wobec Jarosława Kaczyńskiego i Iwony Arent.
Wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski przekazał, że Prezydium Sejmu nie mogło przejść obojętnie wobec tego rodzaju zachowania. – Padły słowa, które nigdy nie powinny paść w tej Izbie. To były najcięższe oskarżenia, jakie można skierować wobec drugiego człowieka – podkreślił Zgorzelski, zapowiadając zdecydowaną reakcję w celu uniknięcia eskalacji w przyszłości.
Jarosław Kaczyński oraz Iwona Arent, uznani za osoby, które sprowokowały całe zajście, zostali ukarani utratą połowy poselskiego uposażenia przez trzy miesiące. Pozostałych 49 posłów, zidentyfikowanych przez Straż Marszałkowską jako uczestników okrzyków, zostało ukaranych w ten sam sposób – z tym że sankcja będzie obowiązywała przez dwa miesiące.
Biorąc pod uwagę, że miesięczne uposażenie posła wynosi obecnie około 13,5 tysiąca złotych brutto, Jarosław Kaczyński i Iwona Arent stracą w sumie blisko 20 tysięcy złotych brutto, natomiast pozostali – po około 13,5 tysiąca złotych brutto.
Do incydentu doszło w momencie, gdy Roman Giertych przemawiał z mównicy sejmowej. Wcześniej Jarosław Kaczyński określił go mianem "głównego sadysty w Polsce". Następnie prezes PiS podszedł do mówiącego Giertycha, zakłócając jego wystąpienie i wykrzykując kolejne inwektywy. Wokół szybko zgromadzili się inni posłowie PiS, którzy zbiorowo zaczęli wykrzykiwać oskarżenia o "morderstwo".
Lista ukaranych jest długa i obejmuje znanych polityków, m.in. Mateusza Morawieckiego, Przemysława Czarnka, Piotra Glińskiego, Antoniego Macierewicza, Marka Suskiego czy Elżbietę Dudę. Decyzja Prezydium Sejmu spotkała się z dużym zainteresowaniem opinii publicznej, a sami posłowie PiS mają prawo odwołać się od nałożonych kar.
To wydarzenie na nowo rozbudziło debatę na temat języka polityki w Polsce, granic ekspresji w parlamencie oraz konieczności przywrócenia poszanowania dla instytucji państwowych. Czy kary okażą się wystarczającym sygnałem, by przywrócić kulturę debaty w Sejmie? Czas pokaże.