15-letnia Alexandra Macesanu, która chciała dojechać okazją z miasteczka Caracal do swej rodzinnej wsi Dobrosloveni na południu Rumunii, próbowała zaraz po porwaniu zawiadomić policję. Udzieliła przez komórkę dokładnych informacji, gdzie jest przetrzymywana. Komunikacja urwała się, gdy dziewczynka powiedziała: “muszę kończyć, on nadchodzi…”
Policja nie zareagowała na te sygnały, niczego nie zweryfikowała i wkroczyła do akcji dopiero po 19 godzinach. Po straceniu całej doby na uzyskanie prokuratorskiego nakazu rewizji funkcjonariusze policji weszli w końcu na teren posesji należącej do 65-letniego Gheorghe’a Dincy, mechanika samochodowego.
To w jego domu znaleziono nadpalone szczątki ludzkie oraz biżuterię, która należała do Alexandry. Ozdoby zostały rozpoznane przez rodzinę dziewczynki. Policja podejrzewa, że w domu podejrzanego, który trafił w sobotę na 30 dni do aresztu, natknęła się również na nadwęglone szczątki 18-latki, która zaginęła w tym samym regionie, ale w kwietniu.
Opieszałość policji wywołała powszechne oburzenie w Rumunii.