– Wydaje się, że w pierwszych miesiącach nowego roku w polskim przemyśle nadal możemy oczekiwać spadków produkcji – mówi Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan. Firmy oczekują jednak, że mimo wszystko w 2024 roku ponownie ruszy konsumpcja wewnętrzna, która zrekompensuje im brak nowych zamówień z zagranicy. Dlatego analitycy prognozują, że pomimo ostatnich negatywnych danych polska gospodarka wróci na ścieżkę wzrostu.
– PMI spadł po raz kolejny i nadal się utrzymuje poniżej granicy 50 punktów, która wyznacza recesję. To pokazuje, że nasz przemysł nie jest jeszcze gotowy na oczekiwane przez ekonomistów odbicie. Nadal dominuje w nim eksport, a brak nowych zamówień z zagranicy będzie powodował, że polski przemysł będzie w dosyć słabej kondycji i tak też wchodzi w nowy rok – mówi agencji Newseria Biznes Mariusz Zielonka.
Wskaźnik PMI dla przemysłu wyniósł w grudniu 47,4 pkt wobec 48,7 pkt w listopadzie – podała agencja S&P. To wynik wyraźnie gorszy od prognoz ekonomistów, którzy – po gwałtownym, listopadowym wzroście PMI o ponad 4 pkt – w większości spodziewali się niewielkiej korekty. Zdaniem analityków oznacza to, że nadzieje na powrót do wzrostów i ożywienie w sektorze, które pojawiły się po listopadowej zwyżce, okazały się przedwczesne. Najnowszy odczyt pokazuje, że w końcówce 2023 roku polski przemysł wciąż zmagał się z recesją spowodowaną m.in. słabością popytu zagranicznego.
– Jednym z głównych problemów, z jakimi boryka się polski przemysł, jest brak nowych zamówień i tu w zasadzie idziemy na rekord, bo w tej chwili mamy już 22 miesiące spadków subindeksu PMI dotyczącego nowych zamówień. Co za tym idzie, mamy przez to spadek produkcji i menedżerowie pracujący w przemyśle wychodzą z założenia, że lepiej przyjąć postawę wyczekującą, przez co przykładowo w momencie, w którym pracownicy się zwalniają, nie ma w to miejsce otwieranych nowych rekrutacji. Dlatego też widzimy, że rynek pracy w Polsce jest w tej chwili w fazie pewnej stabilizacji, żeby nie powiedzieć stagnacji – ocenia ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan.
W raporcie S&P analitycy wskazali, że grudzień przyniósł już 22. z rzędu miesięczny spadek wolumenu nowych zamówień – zarówno krajowych, jak i eksportowych – otrzymanych przez polskich producentów. Ta sekwencja spadkowa jest bliska historycznego rekordu – miesiąc dłuższy był okres słabnącego popytu na początku XXI wieku: od września 2000 roku do lipca 2002 roku. Co więcej, tempo spadku liczby nowych zamówień w polskim przemyśle (wynikające m.in. ze słabego popytu z Francji i Niemiec) przyspieszyło po raz pierwszy od czterech miesięcy, co doprowadziło do ostrzejszego cięcia produkcji.
– Cały nasz przemysł jest w zasadzie uzależniony od tego, co się dzieje na Zachodzie – tłumaczy Mariusz Zielonka. – Chcielibyśmy wierzyć w to, że konsumpcja wewnętrzna w Polsce – która, miejmy nadzieję, ruszy – wystarczy polskiemu przemysłowi. Jednak wydaje się, że nie ma takiej możliwości. To, co dzieje się na Zachodzie – szczególnie u naszych zachodnich sąsiadów – ma bardzo duże znaczenie dla tego, jak pracuje nasza gospodarka. Jeśli Niemcy oczekują spadku PKB i spowolnienia gospodarki, to bardzo mocno wpłynie też na nas. To są naczynia połączone i w tej chwili wydaje się, że w pierwszych miesiącach nowego roku w polskim przemyśle nadal możemy oczekiwać spadków produkcji.
Jak podkreśla ekspert, firmy oczekują, że mimo wszystko w 2024 roku ponownie ruszy konsumpcja wewnętrzna, która jednocześnie zrekompensuje im brak nowych zamówień z zagranicy. Przyszły rok w Niemczech, które są dla Polski głównym partnerem handlowym, nie zapowiada się najlepiej, dlatego nadchodzące miesiące przyniosą raczej przewagę importu (aby zaspokoić popyt krajowy) nad eksportem.
– Wydaje się, że wzrost konsumpcji będzie miał miejsce i teraz polski przemysł będzie mimo wszystko musiał bazować właśnie na nim, na tym, co się dzieje w Polsce – ocenia ekspert. – W ubiegłym roku dużą bolączką tego sektora był kryzys na rynku energii elektrycznej i z twardych danych było widać, że polski przemysł – szczególnie ten energochłonny, czyli m.in. metalurgia, chemikalia – notował ogromne, ponad 20-proc. spadki. Teraz, patrząc na ceny energii elektrycznej, wydaje się, że nie będzie to już aż tak dużym problemem i przez to polski przemysł będzie cierpiał na pewno mniej niż w poprzednim roku.
Według S&P w całym 2023 roku wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu kształtował się na poziomie 46,2 pkt i w całej 26-letniej historii tego badania tylko dwukrotnie odnotowano gorszy wynik (w 2001 i 2009 roku, w obu przypadkach wynik wyniósł wtedy 45,6 pkt). Jednak w ujęciu kwartalnym wskaźnik PMI za IV kwartał wyniósł średnio 46,9 pkt i był to wynik wyższy od wartości uzyskanych w II i III kwartale.
Analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego w komentarzu opublikowanym na X (dawniej Twitter) ocenili, że ostatni, grudniowy spadek tego wskaźnika to raczej „techniczne odreagowanie” po bardzo dobrym wyniku w listopadzie niż faktycznie negatywny sygnał. PIE zauważa też, że wyniki krajowego przemysłu są dobre na tle pozostałych państw UE – w Czechach czy Niemczech wartości wskaźnika PMI wciąż oscylują blisko 43 pkt. Analitycy spodziewają się, że mimo ostatnich, negatywnych danych polska gospodarka będzie odbijać w 2024 roku.
Podobne prognozy wysnuwa też ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan. Przy stabilnej sytuacji geopolitycznej oczekuje, że w 2024 roku wzrost polskiego PKB będzie oscylował w okolicach 2,4–2,8 proc. Głównym motorem tego wzrostu ma być zastrzyk środków finansowych z Krajowego Planu Odbudowy, który napędzi wyraźny wzrost inwestycji (według oczekiwań eksperta o 4,5 proc.), oraz odbicie w krajowej konsumpcji.
– Konsumpcja to jest ten szybki mechanizm, który potrafi poniekąd zdziałać cuda i napędzić gospodarkę. Choć oczywiście on ma swoje konsekwencje w postaci tego, że kiedy zaczniemy więcej kupować, to ceny mogą nam zacząć ponownie rosnąć w tempie szybszym, niż rosły do tej pory – mówi Mariusz Zielonka.