Mieszka w pustej, zimnej kamienicy. „Chcą mnie stąd wyrzucić jak śmiecia”

W mieszkaniu pani Mirosławy jest tak zimno, że śpi w czapce pod dwoma kołdrami. Zdaniem 75-latki właściciel kamienicy próbuje się jej pozbyć. Kobieta jest jednym z ostatnich mieszkańców przeznaczonego do remontu budynku.

Mirosława Sochaczewska od blisko pół wieku mieszka w jednej z łódzkich kamienic. Kilkanaście lat temu budynek zmienił właściciela. Komunalni najemcy lokali musieli zawrzeć umowy z nowym gospodarzem. Niedawno właściciel kamienicy zaczął dążyć do opróżnienia budynku z lokatorów, jednocześnie rozpoczynając jego remont.

– Pojawiło się straszne zapylenie. Ludzie jeszcze mieszkali, a on już robił takie rzeczy – opowiada pani Mirosława. I dodaje: – W 2020 roku zdjęto dach i ludziom lała się woda przez wszystkie piętra. Któregoś razu obudziłam się o trzeciej w nocy, bo leciało mi na głowę. Potem zdjęto skrzynki pocztowe, pisaliśmy pisma, że tak nie może być, bo nie dochodzą do nas listy.
Kiedy pojawiliśmy się z kamerą w mieszkaniu pani Mirosławy, było 15 stopni.

– W zeszłym roku pozamarzała mi nawet woda w kranach. Myję się w pokoju, w misce, a kąpać się to jeżdżę do siostry – mówi kobieta. I dodaje: – Odłączono mi piec, bo było coś nieprawidłowo i tak zostało. Okna są bardzo nieszczelne, były wymieniane w 1966 roku.

Zdaniem 75-latki na wychłodzenie budynku wpływają też pootwierane okna w pustostanach.
– Właściciel powiedział, że mieszkania muszą być wietrzone – przywołuje pani Mirosława.
– Chodziło chyba o to, żeby wyrzucić nas tanim kosztem. Żebyśmy pouciekali i bali się – podsumowuje kobieta.

Właściciel kamienicy na stałe mieszka w Krakowie. Wyznaczył jednak pełnomocnika, który zarządza budynkiem w jego imieniu. – Zalanie mieszkania nie wynikało z tego, że zdjęliśmy dach i chcieliśmy pani Mirosławie w jakikolwiek sposób zaszkodzić – twierdzi Aleksander Szcześniak. I dodaje: – Wynikało to tylko i wyłącznie z tego, że musieliśmy zrobić remont dachu zgodnie z zaleceniami PINB [Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego – przyp. red.]. Lało się strasznie przed remontem, w tej chwili nic się nie leje. Od pół roku jest sucho i spokojnie.

Wypowiedzenie umowy najmu

Mirosława Sochaczewska mieszka sama. 75-latka rozstała się ze swoim mężem, a jej córka na stałe przebywa za granicą. Obecnie w kamienicy zamieszkałe są już tylko 3 lokale. W dwóch prowadzona jest eksmisja, w trzecim mieszka pani Mirosława.

– We wrześniu 2020 roku dostałam wypowiedzenie umowy najmu z okresem trzyletnim. Wtedy właściciel nie musi zapewnić lokalu na zamianę. To był szok. Dbałam o mieszkanie i płaciłam czynsz. Nie mam żadnych zaległości – przekonuje.

Wówczas kobieta zwróciła się do zarządu lokali miejskich o mieszkanie komunalne. – Chyba dwa razy mi odmówiono, podając za powód to, że są jeszcze inni ludzie, którzy mają gorsze warunki – przywołuje.

Odszkodowania

Pełnomocnika, który zarządza budynkiem, zapytaliśmy, czy dotychczasowe działania nie miały na celu pozbycia się z kamienicy pani Mirosławy?

– Dogadaliśmy się ze wszystkimi lokatorami, którzy byli tam wcześniej. Wszyscy dostali albo odszkodowania, albo mieszkania zastępcze, albo wybrali sobie mieszkania, za które zapłaciliśmy. Najniższa kwota była w granicach 20 tys. zł, a najwyższa około 50 tys. zł. To były odszkodowania za polubowne zwolnienie lokali. Właściciel wynajął fundację, która miała lokatorom pomóc znaleźć nowe lokum i ta fundacja cały czas działa – mówi Aleksander Szcześniak.

– Pani Mirosława obejrzała jedno mieszkanie, po czym przestała oglądać mieszkania. Jedyne, co robi, to ma żądania i wzywa prasę i telewizję – dodaje pełnomocnik właściciela.

– Proponowane mieszkania to były jakieś nory. Albo były to propozycje umowy na rok i bardzo duże czynsze, po 800 zł – ripostuje 75-latka. I dodaje: – Mam żal, że pracowałam tyle lat uczciwie i potraktowano mnie jak jakiegoś śmiecia, żeby tanim kosztem, albo darmo, mnie stąd wyrzucić. Czuję się strasznie, wydaje mi się, że żyję w innym świecie, że to jest niemożliwe. Nie mogę się z tym pogodzić.

Przez całe życie pomagała innym

Pani Mirosława pracowała jako pielęgniarka. Na emeryturę przeszła dopiero dwa lata temu.
– Na ulicy spotykam ludzi, którzy mnie pozdrawiają. Dają mi dobre słowo. To mnie podbudowuje. Nigdy nie prosiłam o pomoc, ale teraz muszę, bo jest mi ciężko – przekonuje.
O sprawie pani Mirosławy rozmawialiśmy z rzeczniczką urzędu miasta.

– Dokumenty są kompletne. Sprawa będzie skierowana do komisji mieszkaniowej, czyli radnych. To oni będą patrzeć, czy sytuacja pani Mirosławy jest tak wyjątkowa, że należy przyznać mieszkanie z zasobów gminy. Z naszej strony możemy obiecać, że to bardzo szybko trafi na komisję mieszkaniową – zapewnia Jolanta Baranowska z Urzędu Miasta Łodzi.

– Jeśli pani Mirosława dostanie mieszkanie od miasta, to zależy czego będzie od nas oczekiwać. Jeżeli lokal trzeba będzie wyremontować, to wyremontujemy go i przeniesiemy ją, nie ma problemu. Jesteśmy skłonni do zawarcia porozumienia, jesteśmy skłonni jej pomóc – deklaruje Aleksander Szcześniak.