Matka udusiła troje dzieci. „Była sama, nie miała pomocy znikąd”
4-letni Alan, 2-letnia Lena i 8-miesięczna Nadia zostali uduszeni przez własną matkę. Ciała dzieci odnalazła ich babcia. 26-letnia Paulina w przeszłości leczyła się psychiatrycznie, była uzależniona od amfetaminy.
Ciała trójki dzieci odnalazła ich babcia, która przyszła z wizytą do córki. Kobieta wezwała policję i pogotowie, jednak na pomoc było już za późno. – Otworzyłam bramę, bo miałam klucze, ale nie mogłam otworzyć drzwi do domu. W końcu ona mi je otworzyła, stała i patrzyła na mnie. Miała takie dziwne oczy… Spytałam, czemu jest tak cicho. Odpowiedziała, że dzieci śpią. Wydało mi się to dziwne, bo nigdy nie spała cała trójka na raz. Stanęłam w progu, dzieci wyglądały jakby spały, ale zobaczyłam, że wnuk ma sine usta – opowiada pani Dorota, matka Pauliny. I dodaje: – Córka siedziała na dywanie. Nic nie mówiła, miała błędny wzrok, patrzyła w jedno miejsce i powtarzała, że dzieci śpią. Krzyczałam do niej, pytałam dlaczego, ale to nie była wtedy moja córka.
Kobieta została aresztowana na trzy miesiące. Areszt odbywać będzie w szpitalu psychiatrycznym. – Z treści zarzutów wynika, że śmierć dzieci nastąpiła w wyniku uduszenia. Do uduszenia doszło za pomocą rąk. Kobieta przyznała się do stawianych zarzutów i złożyła obszerne wyjaśnienia, ale ich treści nie mogę ujawnić – mówi Agnieszka Kępka z prokuratury Okręgowej w Lublinie. I dodaje: – Wiemy, że kobieta nie była pod wpływem alkoholu. Czekamy na wyniki badania krwi pod kątem obecności substancji psychotropowych.
26-letnia Paulina N. pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny. Matka nadużywała alkoholu, ojciec i bracia mają przeszłość kryminalną. 26-latka okaleczała się już jako nastolatka. Urojenia i omamy pojawiły się kilka lat temu. Wtedy pierwszy raz trafiła do szpitala psychiatrycznego.
– Jak miała 18 lat, była pół roku w szpitalu. Sama ją tam zawiozłam, jak dowiedziałam się, że bierze narkotyki. Okazało się, że ma schizofrenię. Leczyła się, wyszła ze szpitala i wszystko było dobrze. Wówczas była uzależniona od amfetaminy, ale myślałam, że dała spokój z tym – przyznaje pani Dorota.
– Kiedyś brała dlatego, żeby tłumić te głosy w głowie. Mówiła, że jest bardziej spokojna. Brała też żeby poradzić sobie z trójką dzieci. Tu jedno płacze, drugie, trzecie. Jakoś sobie z tym musiała radzić. Podejrzewam, że teraz znów mogła zacząć brać – uważa Patryk, brat Pauliny.
Kilka miesięcy temu 26-latka przeprowadziła się do Lublina. Wcześniej razem z partnerem, ojcem dzieci, mieszkała we wsi pod Lublinem. Według relacji rodziny mężczyzna kilkukrotnie siedział w więzieniu. Znęcał się nad Pauliną, rodzina miała założoną niebieską kartę. Obecnie mężczyzna jest w więzieniu, a Paulina wychowywała dzieci samotnie.
– On ją wykończył psychicznie. Ona musiała być zastraszana, nie raz od niego uciekała, wyzywał ją, straszył. Potem ją przepraszał, a ona wracała – wspomina pani Dorota, matka Pauliny.
Trzy miesiące temu, kiedy Paulina zamieszkała z dziećmi sama, zgłosiła się do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie. Prosiła o pomoc w załatwieniu sprawy alimentacyjnej. Kobiecie został przydzielony asystent rodziny. – Nie było żadnych informacji o problemach psychicznych, zarówno z poprzedniej placówki, jak i od rodziny. Koleżanki kontaktowały się z dzielnicowym, który też nie sygnalizował żadnego problemu. W kontakcie z pracownikami socjalnymi była bardzo logiczna, nie wykazywała żadnych symptomów zaburzeń ani uzależnień – podkreśla Magdalena Suduł z MOPR-u w Lublinie.
– Alan miał 4 latka, Lena 2 latka i Nadia 8 miesięcy. Wszystkie były podobne jak dwie krople wody. Nie było dnia, żeby mi nie wysłała zdjęcia dzieci. A to, że Alan podrósł, a to że Nadii wyrosły ząbki, one były dla niej wszystkim. Nie uwierzę, że z zimną krwią je zamordowała, bo się naćpała – podkreśla koleżanka 26-latki.
Matka kobiety potwierdza, że w ostatnim czasie zauważyła niepokojące zachowania córki. – Miała ostatnio depresyjne stany. Mówiłam jej, że wyślę ją do psychiatry. Ostatnio często mówiła mi o końcu świata, wysyłała mi jakieś zdjęcia, że diabeł nachodzi, że na ziemi trwa walka diabła z Bogiem – opowiada. I dodaje: – Dlaczego wcześniej nie pojechałam, nie zareagowałam. Prędzej bym się spodziewała, że ona sobie coś zrobi, niż dzieciom.
– Skarżyła się, że słyszy głosy. Krzyczała, żeby do niej nie mówiły. To było straszne. Mówiła cały czas, że zamiast dziecka, widzi diabła. Czy chorowała, czy to były narkotyki, to i tak najgorsze było to, że ona była sama. Nie miała pomocy znikąd. Ani znajomi, ani rodzina, ani MOPS nie pomogli. Ona była po leczeniu, urodziły się dzieci i przecież ona nie wyzdrowiała nagle – zauważa znajoma 26-latki.