Jamajka walczy o autentyczność swojego narodowego trunku.
Na Jamajce trwa burzliwa debata, która sięga sedna tożsamości narodowej wyspy: co właściwie czyni rum jamajskim? Choć dla wielu to po prostu smak Karaibów, dla producentów i ekspertów sprawa ma dużo głębsze znaczenie — i wielomilionowe konsekwencje.
Walka o serce rumu
W październiku 2023 roku Jamajski Urząd Własności Intelektualnej (JIPO) zaostrzył definicję tego, co może być nazywane "rumem jamajskim", aktualizując oznaczenie geograficzne (GI) ustanowione w 2016 roku. Najważniejsza zmiana? Rum, by nosić dumne miano jamajskiego, musi być starzony wyłącznie na Jamajce.
Zmiana ta wywołała ferment w branży. Spirits Pool Association (SPA), organizacja zrzeszająca sześć najważniejszych destylarni na wyspie, twierdzi, że to niezbędny krok w walce o międzynarodowe uznanie i ochronę autentyczności rumu jamajskiego na rynkach USA i UE. – Jeśli naprawdę wierzysz w jamajski rum, starz go na Jamajce – mówi Christopher Gentles, dyrektor SPA.
Spór z globalnym echem
Nie wszyscy jednak podzielają entuzjazm wobec zaostrzeń. National Rums of Jamaica (NRJ), właściciel m.in. Long Pond i większości udziałów w Clarendon Distillery, ostrzega, że nowa regulacja może zagrozić istnieniu firmy. A wszystko przez ich partnera – francuską firmę Maison Ferrand, która od 2017 roku kontroluje również West Indies Rum Distillery na Barbadosie.
Model biznesowy Maison Ferrand opiera się na eksporcie rumu w dużych ilościach i jego starzeniu poza Jamajką – czego teraz zabraniają przepisy GI. Ich zdaniem to wciąż ten sam, autentyczny produkt. – Rum jamajski był eksportowany i starzony za granicą od stuleci – przekonuje firma.
Rozprawa sądowa w tej sprawie odbędzie się 28 kwietnia. Do tego czasu wstrzymane są dalsze działania, w tym wniosek o nadanie rumowi jamajskiemu statusu Chronionego Oznaczenia Geograficznego w Unii Europejskiej.
O co naprawdę chodzi?
Z punktu widzenia SPA, to nie tylko kwestia tradycji. To również realne straty gospodarcze. – Gdy rum jest starzony, butelkowany i etykietowany poza wyspą, Jamajka traci ogromną część wartości dodanej – mówi Gentles. Chodzi nie tylko o pieniądze, ale o miejsca pracy, rozwój lokalnych firm i turystykę.
Eksperci podkreślają, że geograficzne oznaczenia mogą podnieść wartość produktów nawet 2–3-krotnie. Ale prof. Dev Gangjee z Uniwersytetu Oksfordzkiego zaznacza, że GI to również kwestia tożsamości regionalnej – jak w przypadku szampana czy szkockiej whisky. – To kotwica dla produktu, która zabezpiecza jego pochodzenie i chroni przed utratą unikalnego charakteru – dodaje.
Nie tylko Jamajka
Spór o to, gdzie starzeć rum, toczy się również na Barbadosie, gdzie także próbują wprowadzić GI. Tam również głównym przeciwnikiem jest firma Wird należąca do Maison Ferrand. Spór zablokował rozwój podobnych regulacji na sąsiedniej wyspie, a lokalni producenci są coraz bardziej sfrustrowani.
– Musimy chronić lokalne dziedzictwo – jeśli pozwolimy oddzielić produkt od miejsca, stracimy wszystko – komentuje Richard Seale, właściciel destylarni Foursquare na Barbadosie.
Czy możliwy jest kompromis?
Mimo twardych stanowisk, SPA nie wyklucza porozumienia. – Nie musimy wszyscy być w pełni zadowoleni. Ale wierzę, że uda się znaleźć rozwiązanie, które uszanuje naszą historię i gospodarkę – mówi Gentles.
Jamajka nie walczy jedynie o etykietę. Walczy o symbol swojej kultury, o swoją historię i przyszłość rumu, który od pokoleń stanowi o tożsamości wyspy.
W końcu – jak stwierdził redaktor lokalnego dziennika The Gleaner – jeśli ktoś używa nazwy "jamajski rum", powinien także ponosić odpowiedzialność za jakość i miejsce jego powstania.