Jak wygląda praca kierowcy karetki?

Pędzą na sygnale, by ratować ludzkie życie. Zmagają się nie tylko z czasem, ale również z brakiem wyobraźni i skrajną arogancją niektórych kierowców. Jak Polacy traktują pojazdy uprzywilejowane?Kilka tygodni temu media i internet obiegły nagrania pokazujące karetkę wiozącą organ do przeszczepu. Jej przejazd blokował tir. Na innym filmie, kierowca niebieskiego busa ściga się z karetką, uniemożliwiając jej przejazd. Autorem tych nagrań jest Bogusław Dubowski z Rudy Śląskiej, kierowca karetki transplantacyjnej z 12-letnim doświadczeniem w zawodzie.

– Wszyscy zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego oni to robili? W pierwszym przypadku kierowcy, którzy jechali obok tira przekazywali informacje temu panu, że jest za nim karetka. Nie będę cytowałjakie teksty się pojawiły. Ten pan powiedział, że też mu się spieszy i karetka może chwile za nim pojechać. Później, gdy sam powiedziałem, że będzie go to trochę kosztowało, powiedział, ty ku…, chu… wysyłaj film, gdzie chcesz i tak gó… mi zrobisz – przywołuje Dubowski.
Zarówno kierowca tira jak i niebieskiego busa zostali ukarani przez sąd kilkusetzłotową grzywną.

Karetka

Żeby się przekonać, z jakimi sytuacjami na drodze musi zmagać się kierowca karetki przez jeden dzień towarzyszyliśmy panu Bogusławowi w jego pracy.

Jadąc ambulansem szybko trafiliśmy na kierowców, którzy ignorują pojawienie się pojazdu uprzywilejowanego i np. wyjeżdżają z ulic podporządkowanych wprost pod ambulans.
– Mogliby sekundę poczekać. Spojrzeć w lewo, w prawo, czy nic złego się nie dzieje – wskazuje Dubowski.

– W Polsce jest 20 mln kierowców. Jeżeli każdy z nich raz w roku zachowa się jak idiota to daje spory chaos na drodze. Sytuacja przepuszczania karetki jest dla większości sytuacją nieoczekiwaną, trudno zrobić coś mądrego – mówi prof. Adam Tarnowski, psycholog transportu z Instytutu Transportu Samochodowego.

Spotkaliśmy się także z sytuacjami, kiedy piesi przechodzili na pasach uznając, że skoro mają zielone światło to nie muszą czekać na przejazd karetki na sygnale.

Korytarze życia

W ostatnich latach jest lepiej z przejazdami karetek na drogach szybkiego ruchu i autostradach. Tworzą się tzw. korytarze życia. Chodzi o przesunięcie się stojących w korku pojazdów w kierunku najbliższych krawędzi drogi. Korytarze życia są uregulowane prawnie w Austrii, Niemczech, Czechach, Słowenii i Szwajcarii.

– W Polsce korytarz życia, jako taki nie funkcjonuje w prawie. Jest wiele zasad, które nie są opisane, ale wiemy, że tak powinniśmy się zachować, bo w taki sposób możemy komuś uratować życie lub pomóc – mówi kom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji.

Zdarza się, że w nagłych przypadkach, takich jak poród, policja pomaga dotrzeć rodzącej kobiecie do szpitala i pilotuje radiowozem samochód, w którym się znajduje. Taka sytuacja, na pierwszy rzut oka, może u mijanych kierowców wywołać wrażenie, że ktoś bezpodstawnie podłączył się do policyjnego auta by zaoszczędzić czas. Niektórzy kierowcy zajeżdżają takim pojazdom drogę.

– Nie zastanawiajmy się, kto jedzie za radiowozem, czy ta osoba słusznie się porusza, czy nie, bo nie jesteśmy od tego. Jesteśmy od tego, żeby umożliwić tym pojazdom przejazd – dodaje mówi kom. Sylwester Marczak.

Część kierowców w Polsce żyje w przekonaniu, że służby mogą używać sygnałów świetlnych, gdy nie jest to uzasadnione, a jedynie po to by szybciej pokonać korki. To może rodzić niechęć do ustępowania im miejsca.

– W tej chwili nie ma takiej możliwości, dlatego, że my dostajemy od lekarza, albo dyspozytora rozkaz, druga rzecz wszystkie pojazdy uprzywilejowane mają GPS. Dyspozytor daną karetkę widzi na ekranie i widzi, czy jedzie na sygnałach, czy bez – mówi Bogusław Dubowski.

O ile auta policji, czy pogotowia są w miarę zwinne, to gorzej wygląda sytuacja z wozami strażackimi, których waga może dochodzić nawet do kilkudziesięciu ton. Przebijanie się nimi przez skrzyżowania i sznury aut wymaga szczególnych umiejętności i wyobraźni.

– Najgorsze, co może zrobić kierowca jadący przed nami to zahamować. Nie zjeżdżając ani w prawo, ani w lewo doprowadza do groźnej sytuacji. Samochodem osobowym hamuje się przez 10-20 metrów, a ja potrzebuję 60 metrów – mówi Dariusz Stachlewski z Ochotniczej Straży Pożarnej w Ożarowie Mazowieckim.