PolskaDostał udaru w sanatorium. „Pielęgniarka mówiła, że tata jest zdrowy”

Dostał udaru w sanatorium. „Pielęgniarka mówiła, że tata jest zdrowy”

Pan Janusz drugiego dnia pobytu w sanatorium miał udar. Czy w porę dostrzeżono jego objawy? – Pielęgniarka powiedziała, że mój tata jest zdrowy, bo poszedł palić papierosa. A tata nie pali, wyszedł wówczas przed ośrodek – opowiada córka 71-latka.

Dostał udaru w sanatorium. „Pielęgniarka mówiła, że tata jest zdrowy”

Pan Janusz na turnus w świnoujskim sanatorium czekał wiele miesięcy. Kiedy dojechał na miejsce był bardzo zadowolony. – Miał 300 metrów do morza, opowiadał jakie ma widoki. Kupił sobie lornetkę, żeby obserwować horyzont i niedaleki port – opowiada pani Monika, córka mężczyzny.

Rodzina straciła kontakt z panem Januszem

Pan Janusz był w stałym kontakcie z rodziną. Kiedy drugiego dnia swojego pobytu od rana, przez sześć godzin, nie odebrał ani jednego telefonu, jego bliscy od razu pomyśleli, że stało się coś złego. – Zawsze oddzwaniał. W tym wypadku poczułam jakiś lęk, niepewność – opowiada pani Danuta, żona pana Janusza.

– Zadzwoniłam do Janusza, ale w słuchawce odezwał się obcy głos. Zapytałam, co się stało. W tle rozmowy słyszałam warkot silnika – relacjonuje pani Danuta, szwagierka pana Janusza. I dodaje: – Najpierw myślałam, że ktoś robi sobie żarty. Ale kiedy ten pan powiedział, że trwa transport śmigłowcem do szpitala, to pomyślałam, że był jakiś wypadek.

– Pacjent był przytomny. Po wstępnym badaniu przez lekarza, który był obecny na miejscu, zadecydowano o trójpołączeniu z lekarzem neurologii i o pilnym przewiezieniu pacjenta do kliniki neurologii – mówi Piotr Nowak, kierownik filii Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Świnoujściu.

– Jak zadzwoniłam po raz drugi to odebrał lekarz ze szpitala w Szczecinie. Nogi się pode mną ugięły, bo tysiące myśli przeszło mi przez głowę. Usłyszałam, że mój mąż miał udar – opowiada pani Danuta.

Żona i córka pana Janusza pojechały pociągiem do Szczecina, pokonały ponad 700 km. – Zobaczyłam tatę w stanie wegetatywnym. Cała prawa i lewa ręka były sparaliżowane, opadnięty był kącik ust. Był bez kontaktu, nie rozpoznawał nas. Może delikatnie się uśmiechnął, ale przez cały czas był bardzo senny – wspomina pani Monika. – Zaczęłam się zastanawiać, co się działo, skoro mąż pojechał do sanatorium zdrowy. Jak się znalazł w takiej sytuacji? – mówi pani Danuta.

Co działo się w sanatorium?

Pani Danuta i pani Monika po szpitalu pojechały do sanatorium, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę działo się z ich bliskim przez sześć godzin, gdy nie miały kontaktu ani z nim, ani z pracownikami ośrodka. Na miejscu odczytano im raport z sobotnich zdarzeń. Porozmawiały również ze współlokatorem pana Janusza.

– Współlokator taty podszedł i powiedział pani pielęgniarce, że to są objawy udarowe. A ona powiedziała, że mój tata jest zdrowy, bo poszedł palić papierosa. A tata nie pali, wyszedł wówczas przed ośrodek – opowiada córka pana Janusza.

– Objawy udaru są takie, że oprócz fizycznych są mentalnie. Tata był splątany, zagubiony i nie wiedział, co się dzieje. Ufał bezgranicznie pani pielęgniarce, bo pana doktora wtedy jeszcze nie było. Wierzył, że to co ona mówi – żeby się uspokoić i pójść na górę, na drugie piętro [gdzie znajdował się gabinet lekarski – red.], że to jest właściwe – dodaje pani Monika.

Choć współlokator 71-latka z jego pokoju w sanatorium nie chciał rozmawiać z mediami, wielokrotnie relacjonował przebieg wydarzeń rodzinie. – Lekarz pojawił się o godz. 9:40. Współlokator mówił, że tata był w gabinecie co 40-60 minut. Chodził piechotą na drugie piętro – opowiada córka pana Janusza.

O sprawie zgodził się porozmawiać z nami dr Krzysztof Sieja, który tamtego dnia był w sanatorium i badał pana Janusza. Medyk zapewnia, że objawy u mężczyzny nie wskazywały na udar. – Pan Janusz powiedział, że boli go ręka. Zastosowałem odpowiednie, bardzo mocne leczenie. Pacjent tak jakby odczuł krótką ulgę. Ale wrócił do nas i powiedział, że ręka dalej go boli. W związku z tym postanowiłem skierować go na oddział wewnętrzny szpitala miejskiego w Świnoujściu. W tym momencie nastąpiło nagłe pogorszenie stanu zdrowia. Zasłabł, ale nie stracił przytomności. Natychmiast wezwaliśmy zespół ratownictwa medycznego – opowiada dr hab. n. med. Krzysztof Sieja.

Współlokator pana Janusza, twierdzi, że pojawiło się szereg innych objawów – takich jak problem z poruszaniem się czy problemy z mową. – To wszystko było później. Logicznie odpowiadał na pytania, nie było żadnych innych objawów, które by zwiastowały ten stan. Ten stan nastąpił nagle – zapewnia doktor Sieja.

Brak informacji o stanie zdrowia

Prezesa Uzdrowiska Świnoujście zapytaliśmy, dlaczego rodzina przez tyle godzin nie była świadoma tego, co dzieje się z panem Januszem. – Pielęgniarka, z tego co mi mówiła, bardzo mocno przeprosiła – mówi Jerzy Woliński, prezes zarządu Uzdrowiska Świnoujście. I dodaje: – To było niedopatrzenie, bardzo duże.

Na razie stan zdrowia pana Janusza znacząco się nie poprawia. – Mówię do niego i mam nadzieję, że rozpoznaje mój głos. Jesteśmy małżeństwem 45 lat. Przykro mi, że nie wypowiada mojego imienia w szpitalu, ale mam nadzieję, że jeszcze usłyszę od niego moje imię i będę szczęśliwa – kończy pani Danuta.

Wybrane dla Ciebie