Chińska blokada Tajwanu? "Wall Street Journal" ostrzega przed scenariuszem, który może wstrząsnąć światem
Chińska armia jest dziś gotowa do tego, by całkowicie okrążyć Tajwan i skutecznie odciąć go od świata – alarmuje amerykański dziennik "Wall Street Journal". W miarę jak Pekin intensyfikuje i komplikuje swoje manewry wojskowe wokół wyspy, rośnie ryzyko, że rutynowe ćwiczenia mogą błyskawicznie przerodzić się w rzeczywisty konflikt.
Blokada jako zapalnik globalnego kryzysu
Według "WSJ" ewentualna blokada Tajwanu byłaby aktem wojennym o ogromnych konsekwencjach. Skutki takiej operacji odczułby cały świat – od wybuchu kryzysu militarnego po gwałtowne zakłócenia w światowym handlu. W scenariuszu przedstawionym przez dziennik, reakcja Tajpej byłaby niemal pewna, a prezydent USA Donald Trump zostałby zmuszony do podjęcia decyzji o ewentualnym wsparciu militarnym dla wyspy.
Wojskowe napięcia mogłyby wywołać reakcję łańcuchową – europejskie rządy wprowadziłyby sankcje wobec Chin, a globalna gospodarka weszłaby w fazę destabilizacji.
Potęga militarna Chin – na lądzie, morzu i w cyberprzestrzeni
Chiny od lat inwestują w rozbudowę swoich sił zbrojnych. Pentagon szacuje, że Państwo Środka dysponuje niemal 2000 myśliwców, 500 bombowców i ponad 3000 rakiet, które mogłyby dosięgnąć Tajwanu. Do 2030 roku liczba chińskich okrętów ma wzrosnąć do imponujących 425 jednostek, co znacznie zwiększy ich zdolność do działań morskich w regionie.
Ale to nie wszystko – Chińczycy rozwijają również zaawansowane zdolności w zakresie cyberwojny. Tajwańskie służby zauważają wzmożone ataki hakerskie zawsze wtedy, gdy chińska armia prowadzi ćwiczenia w pobliżu wyspy. To sugeruje, że ewentualna blokada mogłaby obejmować także paraliż cyfrowej infrastruktury Tajwanu.
Kwarantanna zamiast blokady?
Choć pełna blokada wyspy byłaby równoznaczna z rozpoczęciem wojny, Pekin może obrać mniej konfrontacyjną strategię – tzw. "kwarantannę". Polegałaby ona na wprowadzeniu chińskich regulacji, nakazujących inspekcję wszystkich statków wpływających na wody wokół Tajwanu. W praktyce oznaczałoby to stopniowe duszenie wyspy gospodarczo, bez konieczności otwartego konfliktu zbrojnego.
Ważnym elementem takiej strategii mogłaby być presja ekonomiczna – Chiny mogłyby odmówić dostępu do swoich portów tym firmom transportowym, które nie podporządkują się nowym zasadom. Dodatkowo, mając kontrolę nad spornymi wodami Morza Południowochińskiego, Pekin mógłby skutecznie wstrzymać dostawy gazu do Tajwanu.
Uzależnienie od importu – pięta achillesowa Tajwanu
Tajwan jest szczególnie narażony na skutki blokady. Aż 96% energii dostarczanej na wyspę pochodzi z importu (głównie gaz i węgiel), a 70% żywności również sprowadzana jest z zewnątrz. Wystarczy więc niewielkie zakłócenie dostaw, by na wyspie doszło do poważnego kryzysu humanitarnego.
Świat patrzy z niepokojem
– Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i na Tajwanie panuje zgoda co do tego, że Chiny już dziś byłyby w stanie przeprowadzić skuteczną blokadę lub kwarantannę wyspy – ocenił Bonny Lin, ekspert z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), cytowany przez "WSJ".
Sytuacja w Cieśninie Tajwańskiej staje się więc coraz bardziej napięta. Światowe potęgi z uwagą obserwują kolejne ruchy Pekinu, wiedząc, że jeden nieprzemyślany krok może popchnąć region – i cały świat – na krawędź poważnego konfliktu.