"Zbrodnia w Mezowie". 25 lat więzienia za brutalne zabójstwo żony i upozorowanie wypadku
Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał nieprawomocny wyrok w jednej z najbardziej wstrząsających spraw ostatnich lat. Tomasz K., oskarżony o zabójstwo swojej żony Jolanty, usłyszał karę 25 lat więzienia – choć prokuratura domagała się dla niego dożywocia. Według ustaleń śledczych mężczyzna zaatakował żonę młotkiem, a następnie upozorował jej śmierć jako tragiczny wypadek na przejeździe kolejowym.
Zbrodnia ukryta pod pozorem wypadku
10 stycznia 2024 r. media informowały o dramatycznym zdarzeniu w Mezowie, gdzie pod pociągiem zginęła młoda kobieta kierująca skodą. Początkowo uznano to za tragiczny wypadek. Dopiero później okazało się, że 31-letnia Jolanta nie zginęła na torach – została wcześniej zamordowana przez swojego męża.
Z ustaleń prokuratury wynika, że w salonie kosmetycznym pokrzywdzonej doszło do gwałtownej kłótni. Tomasz K. miał podczas niej wielokrotnie uderzać żonę młotkiem w głowę. Biegli stwierdzili aż 11 ciosów, z których dwa doprowadziły do złamania podstawy czaszki. Gdy kobieta zmarła, oskarżony przewiózł jej ciało na przejazd kolejowy i posadził za kierownicą auta, czekając na nadjeżdżający pociąg.
Śledczy podkreślają, że działanie mężczyzny było dokładnie przemyślane – wiedział, o której godzinie przejeżdżają składy na trasie Kartuzy – Gdańsk-Wrzeszcz.
Motyw: rozpad małżeństwa i obsesyjna zazdrość
Jak ustaliła prokuratura, mężczyzna nie radził sobie z separacją i życiową samodzielnością żony. Jolanta K. prowadziła własny biznes i układała życie na nowo, co – według psychologów – pogłębiało u Tomasza K. poczucie odrzucenia i narastającą frustrację.
Śledczy wykazali, że oskarżony wcześniej niszczył samochód żony oraz próbował manipulować organami ścigania, rozsyłając spreparowane listy z pogróżkami, które miały odsunąć od niego podejrzenia po planowanym zabójstwie.
Wyrok niższy niż oczekiwała prokuratura
Prokurator Anna Grzech wnioskowała o dożywotnie pozbawienie wolności i możliwość ubiegania się o warunkowe zwolnienie dopiero po 40 latach. Argumentowała, że mamy do czynienia z wyjątkową brutalnością, skrupulatnym planowaniem i próbą zatarcia śladów.
Sąd zdecydował jednak o 25 latach więzienia za zabójstwo oraz łącznej karze 26 lat za wszystkie czyny. Ponadto Tomasz K. ma zapłacić:
• 150 tys. zł zadośćuczynienia,
• 100 tys. zł na rzecz pokrzywdzonych,
• 11 tys. zł dla PKP za zniszczenia powstałe podczas upozorowanego "wypadku".
Oskarżony nie pojawił się na ogłoszeniu wyroku.
Obrońca: "To nie było planowane zabójstwo"
Adwokat mężczyzny, mec. Marcin Lipski, argumentował, że jego klient działał pod wpływem impulsu, a młotek zabrał, by – jak twierdzi – "kolejny raz uszkodzić samochód żony". Obrona podkreślała również, że oskarżony nigdy wcześniej nie był karany, a jego zaburzenia osobowości miały wpływ na zachowanie.
Sąd jednak przychylił się do wersji przedstawionej przez prokuraturę: zbrodnia była zaplanowana, brutalna i nie pozostawiała wątpliwości co do intencji sprawcy.
"Nie ma godziny, żebym nie żałował"
W ostatnim słowie Tomasz K. przeprosił rodzinę i wyraził skruchę, twierdząc, że codziennie myśli o tym, co zrobił. Sąd uznał jednak, że stopień winy i brutalność czynu nie pozwalają na łagodniejszą karę.