PolskaWybuch w Katowicach. “Gdyby mąż nie zakręcił zaworu gazu, to nie zostałoby tam nic”
Wybuch w Katowicach. “Gdyby mąż nie zakręcił zaworu gazu, to nie zostałoby tam nic”
“Jeśli ktoś się zastanawia, jak doszło do tej tragedii w Katowicach-Szopienicach to oto kilka słów wyjaśnienia” — tak rozpoczyna się list, który dotarł do naszej redakcji już po tragedii. Jego autorzy podkreślają, że doszło do niej nieprzypadkowo, a o doprowadzenie do całej sytuacji oskarżyli księdza.
Do wybuchu w kamienicy w Katowicach doszło w ostatni piątek około 8:30.
Córki pani Joanny, podobnie jak ona i jej mąż, który od ponad roku pełnił posługę w tej parafii cudem uniknęli śmierci.
Obie dziewczynki doznały poważnych obrażeń.
List pożegnalny
Jedna z hipotez branych pod uwagę przez śledczych zakłada, że do wybuchu w kamienicy nie doszło przypadkowo, na co ma wskazywać m.in. list pożegnalny, który kilka dni po zdarzeniu trafił do redakcji Uwagi! Wiarygodność listu sprawdza prokuratura. Jego rzekomymi autorami jest rodzina D. Z listu wynika, że prawdopodobnie dokonali rozszerzonego samobójstwa. Od lat pozostawali oni w konflikcie z proboszczem parafii.
Z listu wynika, że pracująca jako kościelna Halina D. zarzuca proboszczowi, że przez niego nie będzie miała emerytury, bo proboszcz nie opłacał składek do ZUS-u. Padają też stwierdzenia, że proboszcz zamierzał rodzinę D. wyrzucić z mieszkania. Mieli być u kresu, pozostawieni bez pomocy, dlatego podjęli tak dramatyczną decyzję.
Autorzy listu napisali, że czują się bardzo skrzywdzeni przez proboszcza. Jednak to on przez lata pomagał rodzinie D. W zamian za mieszkanie, które im udostępnił na parafii mieli pomagać w kościele. Sprawa o niezapłacone składki do ZUS oparła się o sąd. Ostatecznie zapadł wyrok, że roszczenia Haliny D. są niezasadne.
Śledztwo
Prokuratura prowadzi śledztwo. Będzie ustalać, czy do wybuchu doszło z powodu awarii instalacji gazowej, czy też celowego działania.
Z treści listu wynika też, że jego rzekomi autorzy mieli wcześniej planować swój pochówek.
Edward D. przeżył eksplozję. Z ciężkimi obrażeniami trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Jego żona i córka zginęły na miejscu. Tylko dzięki wikaremu ofiar nie było więcej.
Na konflikt pomiędzy rodziną D., a proboszczem nowe światło rzucają też informacje z urzędu miasta. Mimo tego, że rodzina nie spełniała wymogów formalnych do starania się o lokal mieszkalny to urzędnicy zaproponowali im mieszkanie do remontu. Jednak nie skorzystali z tej propozycji.
Córki pani Joanny będą wymagały rehabilitacji po wyjściu ze szpitala.