Wiele z tych programów to efekt reagowania na kryzysowe sytuacje, jak wybuch wojny w Ukrainie, inne mają charakter polityczny nakierowany na budowanie poparcia. W 2023 roku, który będzie rokiem wyborczym, pokusa, by dawać więcej takich świadczeń, będzie na pewno rosła.
Warsaw Enterprise Institute od trzech lat publikuje „Raport Cwanego Mikołaja”, w którym wylicza, ile nowych prezentów od rządu dostali wyborcy w danym roku i ile przyjdzie im zapłacić za tę „hojność”, np. w nowych podatkach. W 2022 roku rządowy worek z prezentami zawierał 10 niespodzianek, których szacunkowy koszt w przeliczeniu na każdego pracującego Polaka to 3434 zł. W porównaniu do dwóch poprzednich lat to i tak skromnie.
– W ubiegłym roku było to odrobinę więcej, ponad 3,7 tys. zł. Natomiast rekordowa kwota, przekraczająca 6 tys. zł, padła w pandemicznym 2020 roku – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Sebastian Stodolak, wiceprezes Warsaw Enterprise Institute. – Oczywiście to są tylko szacunki, bo nie istnieje taki rejestr wszystkich rządowych prezentów i ich jednoznaczna wycena. Częściowo pobieramy te dane z samego rządu, czyli z Centrum Oceny Skutków Regulacji, gdzie formułowane są pewne prognozy, ile te dane programy będą kosztować. One nie zawsze koniec końców tyle kosztują, czasami są realizowane w mniejszym stopniu, czasami są przedłużane i pieniądze są dosypywane, więc przekraczają budżety.
Jak podkreśla, celem WEI jest uświadomienie Polakom, że „nie ma darmowych obiadów”, a za każdy prezent od rządu płacą ostatecznie podatnicy – nawet jeśli nie w tym, to w kolejnym pokoleniu.
– Dla przykładu weźmy koszty tarczy antykryzysowej i różnego rodzaju dopłat, które mają złagodzić wzrost cen energii. Nawet jeżeli te dopłaty zostaną tymczasowo sfinansowane dodatkowym zadłużeniem się kraju, to prędzej czy później te długi i tak trzeba będzie spłacić. I będą to robić nasze dzieci. Dlatego warto zdawać sobie sprawę, że nie każde rządowe rozdawnictwo należy witać pozytywnie – mówi Sebastian Stodolak.
Najbardziej kosztownym prezentem dla Polaków w tym roku okazały się 13. i 14. emerytury, które kosztowały budżet państwa w sumie 21,7 mld zł, czyli prawie 1,3 tys. zł w przeliczeniu na każdego podatnika.
– To zawsze ciężki temat, bo wielu emerytów żyje w warunkach, które nie są godne pozazdroszczenia i te 13. i 14. emerytury tymczasowo łagodzą ich trudności życiowe i materialne, to nie ulega wątpliwości. Problem w tym, że to są wszystko prowizorki. Te dodatkowe emerytury nie rozwiązują żadnego problemu systemowego, a tylko pozwalają politykom przetrwać kolejny rok do wyborów i po drodze kupić sobie trochę głosów. Nikt nie mówi poważnie o reformie systemu emerytalnego –mówi wiceprezes WEI.
Jak wynika z raportu, więcej rządowych programów ma przede wszystkim charakter polityczny – służą cementowaniu poparcia i zdobywaniu głosów, nie przyczyniając się do trwałego rozwoju kraju i społeczeństwa. Obok dodatkowych emerytur mowa m.in. o kolejnej podwyżce płacy minimalnej, której koszt wyniesie prawie 2,8 mld zł. W tym roku pracodawców czekają dwie kolejne podwyżki minimalnego wynagrodzenia. Inny kłopotliwy „prezent” to wprowadzenie nowych świadczeń w wysokości 12 tys. zł na drugie i kolejne dziecko w wieku od 12 do 36 miesięcy. Koszt dla budżetu państwa to 3,14 mld zł, czyli prawie 190 zł w przeliczeniu na każdego pracującego podatnika. Jak podkreślają eksperci WEI, wiadomo już, że takie programy nie poprawiają dzietności.
– Bodźcem, który pcha polityków do podnoszenia płacy minimalnej, też nie jest wcale to, aby najgorzej zarabiającym ludziom żyło się lepiej. Politycy chcą w ten sposób zwiększyć przychody budżetowe, bo przecież podnoszenie płacy minimalnej je zwiększa – i to nie o kilkadziesiąt milionów, ale zazwyczaj o kilka miliardów rocznie. Dlatego plan dwukrotnego podniesienia płacy minimalnej to będzie kilkumiliardowa kwota, jeśli nie wyższa. I to też jest prezent podstępny, bo w krótkim terminie wydaje nam się, że pomaga, ale w długim terminie cierpimy. Niestety problem w tym, że ten termin jest na tyle długi, że część osób nie zauważa związku przyczynowo-skutkowego – mówi Sebastian Stodolak.
Niektóre z „prezentów” wynikają nie z politycznej kalkulacji, ale potrzeby reagowania na kryzysy, np. wywołane wybuchem wojny, kryzysem uchodźczym i odcięciem od rosyjskich surowców. To m.in. dodatek osłonowy (4,7 mld zł), czyli kluczowy element rządowej tarczy antyinflacyjnej, mający zniwelować rosnące ceny energii, gazu i żywności, pomoc dla przedsiębiorców w związku z sytuacją na rynku energii (5 mld zł) czy dopłaty dla osób, które przyjęły Ukraińców pod swój dach.
Część tego typu inicjatyw może mieć efekt odwrotny do zamierzonego, czego przykładem jest 1,4 mld zł wyasygnowane na wsparcie dla kredytobiorców hipotecznych. Raty kredytów wzrosły, ponieważ Rada Polityki Pieniężnej – w walce z galopującą inflacją – przeprowadziła zdecydowany cykl podwyżek stóp procentowych. Pomoc dla kredytobiorców zdaniem ekspertów ogranicza jednak antyinflacyjny efekt tych podwyżek, przez co ceny wciąż rosną.
Jak wskazuje raport WEI, w długiej perspektywie rządowe prezenty tego typu nie będą dla Polaków korzystne, ponieważ rozdawnictwo socjalne przyczynia się do podnoszenia kosztów życia. Z publikacji WEI „Nieoczywiste przyczyny rosnących kosztów życia w Polsce” wynika m.in., że w latach 2022–2023 dodatkowe emerytury i świadczenia 500+ będą zawyżać inflację w sumie o 1,1 pkt proc. Natomiast każdy 1 pkt proc. wzrostu inflacji to wzrost kosztów życia o 500 zł rocznie.
– Z naszego raportu wynika, że każdy polski pracownik stracił 1,5 tys. zł rocznie właśnie w wyniku wprowadzenia różnych programów socjalnych – mówi ekspert.
WEI zauważa również, że – porównując „prezenty” z ostatnich trzech lat – wydaje się, że spada zarówno ich koszt, jak i liczba. To wrażenie jest jednak mylne, ponieważ programy wdrażane przez rząd często mają charakter trwały, a ich efekty się kumulują.
– To trochę przypomina lepienie bałwana. Lepimy go w różnym tempie, co roku dolepiamy różnej grubości warstwy śniegu, ale kula jest coraz większa. Tak samo jest właśnie z wydatkami. Stosunek przychodów podatkowych do PKB cały czas rośnie, a to oznacza wprost, że państwo coraz więcej Polakom w podatkach zabiera. Nawet jeśli co jakiś czas odpuszcza nam w tej czy innej sferze podatkowej, to koniec końców jednak znajduje sposoby, żeby wydrenować nam kieszenie. Najnowsza reforma, czyli obniżka PIT do 12 proc., jest oczywiście bardzo korzystna i my ją popieramy, ale już widzimy, że jednocześnie wprowadzane są inne podatki, np. sektorowe, dla konkretnych branż, które mają zrekompensować straty budżetowe z tego tytułu – mówi Sebastian Stodolak.
Wiceprezes Warsaw Enterprise Institute podkreśla też, że w związku z przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi Polacy z pewnością mogą się spodziewać od rządu kolejnych dużych „prezentów”.
– Jest już zapowiedzianych kilka programów, związanych m.in. z mieszkalnictwem, a także 15. emerytura. Zakładam jednak, że rok wyborczy przyniesie nam kolejne niespodzianki i pewnie bliżej wyborów, tym bardziej atrakcyjne będą „prezenty” – mówi ekspert. – Nikt nie mówi o tym, jak pieniądze są z budżetu wydawane, czy są wydawane z sensem, czy bez sensu, nikt nie stara się dokonać przeglądu wydatków i powiedzieć: tutaj można by zaoszczędzić tyle, a tutaj tyle, w związku z tym te oszczędności mogłyby sfinansować nowe programy, nowe prezenty. Tego rodzaju myślenie jest zupełnie nieobecne w teraźniejszej debacie gospodarczej w Polsce.