Utrzymana kara 15 lat więzienia dla męża za zabójstwo żony
Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał we wtorek karę 15 lat więzienia dla 54-letniego mieszkańca Bielska Podlaskiego, oskarżonego o zabójstwo żony, do którego doszło blisko 9,5 roku temu. Motywacja była emocjonalna, ale nie można w tym przypadku mówić o zbrodni w afekcie – uzasadniał sąd. Wyrok jest prawomocny.
Sprawa dotyczyła okoliczności śmierci 41-letniej mieszkanki Bielska Podlaskiego. W lutym 2011 r. kobieta nagle zniknęła. Jej mąż twierdził (i taką wersję przedstawiał rodzinie, sąsiadom oraz znajomym), że porzuciła ona bliskich, wyjechała za granicę i nie ma z nią kontaktu. Nikt z rodziny nie zgłosił zaginięcia kobiety, ale policja próbowała tę sprawę wyjaśnić.
W 2016 r. mężowi zaginionej postawiono zarzut zabójstwa, nie precyzując jednak, jak do zbrodni doszło. Mężczyzna trafił wtedy na krótki czas do aresztu. Opuścił go po złożeniu zażalenia przez obrońcę. Wciąż nie odnaleziono bowiem ciała zmarłej – kluczowego dowodu potwierdzającego, czy doszło do zabójstwa.
Nowy trop pojawił się dopiero dwa lata temu, po odnalezieniu ciała zakopanego w lesie koło Bielska Podlaskiego. Zwłoki były zawinięte w dywan i znajdowały się głęboko pod ziemią. Zanim śledczy trafili w to miejsce, korzystali m.in. z profilu psychologicznego potencjalnego sprawcy i ofiary, a także specjalisty do profilowania geograficznego (pomógł wskazać miejsca potencjalnego ukrycia zwłok). Wcześniej wykorzystali podsłuchy, dzięki którym nabrali podejrzeń, że kobieta może nie żyć.
Biegli medycyny sądowej potwierdzili, że to zwłoki zaginionej, a kobieta została co najmniej dwukrotnie pchnięta nożem. Wtedy ponownie zatrzymano męża zmarłej, a zarzut zabójstwa został zmodyfikowany o opis związany z odnalezieniem zwłok.
W śledztwie i przed sądem mężczyzna przedstawił trzy wersje zdarzeń, w każdej była mowa o nieszczęśliwym wypadku.
Jesienią ubiegłego roku białostocki sąd okręgowy skazał go na 15 lat więzienia. Apelację złożyły obie strony: obrona argumentowała, iż oskarżony działał w afekcie i chciała odpowiednio łagodniejszej kary. Prokuratura wyrok uznała za zbyt niski i wnioskowała o 25 lat więzienia; zwracała uwagę zwłaszcza na zachowanie sprawcy po zbrodni, które oceniła jako zaplanowane i zorganizowane, czyli na ukrycie zwłok i stworzenie historii o porzuceniu rodziny przez żonę.
W środę sąd apelacyjny utrzymał wyrok pierwszej instancji, nie uwzględniając żadnej z tych apelacji.
Uzasadniając wyrok przewodniczący składu orzekającego Jacek Dunikowski mówił, że wyjaśnień oskarżonego nie sposób uznać za konsekwentne i spójne.
Przez całe postępowanie przygotowawcze mężczyzna nie przyznawał się do zabójstwa. Dla uwiarygodnienia wersji o nagłym wyjeździe i porzuceniu rodziny złożył nawet za żonę – drogą elektroniczną – zeznanie podatkowe za rok 2010. Potem zmieniał wyjaśnienia i przyznał, że wiedział o śmierci żony – twierdził jednak, że kobieta padła ofiarą nieszczęśliwego wypadku (miała spaść ze schodów).
Ostatecznie przed sądem okręgowym przedstawił wersję o wieloletnich problemach małżeńskich, związanych z tym, że – jak wyjaśniał – żona wpadła w złe towarzystwo, zaczęła znikać z domu nawet na kilka dni, przepijać pieniądze, zadłużać się w bankach i u znajomych, była widywana w niedwuznacznych sytuacjach z mężczyznami. W domu dochodziło z tego powodu do awantur, wzywana była policja.
Według ostatecznej wersji oskarżonego, w nocy z 19 na 20 lutego 2011 r. doszło do gwałtownej kłótni, w trakcie której kobieta chwyciła kuchenny nóż i zaczęła mu grozić śmiercią. On jej nóż odebrał i próbował żonę odepchnąć. Ta trzymała go jednak dwiema rękami za ubranie i gdy upadła na plecy, on upadł na nią. Nóż wbił się w lewy bok kobiety, a rana była śmiertelna. Ostatecznie twierdził, że mógł ugodzić żonę raz nożem; powtórzył to też we wtorek w swoim wystąpieniu końcowym przez sądem apelacyjnym.
Utrzymując karę sąd uznał, że nie można w tym przypadku mówić o tzw. zbrodni w afekcie, czyli sytuacji silnego wzburzenia emocjonalnego uzasadnionego okolicznościami; zaznaczył przy tym, że w przypadku zabójstw emocje nie są czymś wyjątkowym. Sędzia Dunikowski mówił, że typowa dla tego stanu silnego wzburzenia (afektu) jest chaotyczność działania, w tym zadawania ciosów, których zwykle jest wiele, w różne miejsca ciała oraz tzw. niepamięć.
Działanie oskarżonego sąd ocenił jako “skoordynowane”; po zadaniu ciosów podjął on konkretne działania zmierzające do ukrycia zwłok. Jako “nieludzkie” określił zakopanie ciała w tajemnicy i wieloletnie ukrywanie zbrodni. “Zachowanie oskarżonego nie miało nic wspólnego z afektem fizjologicznym, ze stanem silnego wzburzenia emocjonalnego, chociaż zawsze zabójstwo wiąże się z wysokim stanem emocji” – mówił Dunikowski.
Przyznał, że sprawa sama w sobie nie była dla sądu wyjątkowa, ale jednak inna ze względu na to, że zwłoki zostały ukryte i przez lata nieodnalezione, co miało znaczenie przy wymiarze kary. “Motywacja tego czynu miała charakter wybitnie emocjonalny” – uznał sąd podkreślając przy tym, że sprawca obarczył “tajemnicą śmierci” matki również dzieci, wówczas w wieku 16 i 21 lat.
“One żyły z tą traumą przez wiele lat, to jest coś okropnego (…). Może to zabrzmi górnolotnie, ale ta sprawiedliwość, ten wyrok, który będzie czynił jakąś sprawiedliwość, pozwoli na osiągnięcie jakiejś równowagi psychicznej przez dzieci. Tkwiły w tej traumie, były za ojcem, wstydziły się matki (…), pozostawały w tragicznej sytuacji, ale oskarżony doprowadził do jeszcze gorszej” – mówił sędzia Dunikowski.
Odnosząc się do wysokości kary przypomniał, że zbrodnia zabójstwa zagrożona jest karą podstawową od 8 do 15 lat więzienia i szczególną: 25 lat lub dożywocia. Sąd ocenił, że o tym, iż 25 lat więzienia byłoby karą zbyt surową zdecydowało to, że nie była to zbrodnia planowana, z premedytacją, dla pieniędzy czy ukrycia innego przestępstwa.
Obrona już zapowiedziała kasację do Sądu Najwyższego.(PAP)