PolskaSprawa skatowanego Kamila z Częstochowy. Siostra chłopca: Prosiłam, żeby interweniowali

Sprawa skatowanego Kamila z Częstochowy. Siostra chłopca: Prosiłam, żeby interweniowali

– Za moich czasów było tak, że jak miałam siniaki, czy uciekałam, to od razu byłam zabierana z domu. Skoro Kamil też uciekał i był maltretowany, dlaczego jego nie zabrali? – zastanawia się pani Magdalena, przyrodnia siostra ośmiolatka, który został skatowany przez swojego ojczyma. Po dwóch tygodniach, w sprawie pojawiały się nowe wątki.Kamil został skatowany przez swojego ojczyma. 8-latek był bity, przypalany papierosami, sadzany na gorącym piecu. W stanie krytycznym trafił do szpitala, gdzie wciąż trwa walka o jego życie.

Sprawa skatowanego Kamila z Częstochowy. Siostra chłopca: Prosiłam, żeby interweniowali

Nikt nie zareagował

Ojczym Kamila, Dawid B., przyznał się, że bił i kopał swojego pasierba, oblewał go wrzątkiem oraz sadzał na rozgrzanym piecu węglowym. Pomocy cierpiącemu przez wiele dni dziecku nie udzieliły mieszkające wspólnie z nim ciotka oraz matka, które także usłyszały zarzuty. – Jest mi z tym ciężko, że bracia byli w tym domu, wokół było tylu dorosłych i nikt nie zareagował – podkreśla Magdalena Mazurek, przyrodnia siostra Kamila.

Żadna z instytucji nie przewidziała tego, że może dojść do dramatu. Być może dlatego, że rodzina przebywała w Częstochowie niespełna miesiąc. Wcześniej mieszkali w Olkuszu. W Olkuszu rodzina Magdaleny B. oraz Dawida B. mieszkała przez siedem miesięcy. W tym czasie Kamil trzy razy uciekał z mieszkania. Pierwszy raz znaleziono go w centrum handlowym, drugi raz, błąkającego się na mrozie, przemarzniętego, wyziębionego chłopca odnaleziono nad ranem na jednym z olkuskich osiedli.

– W listopadzie przypadkowa osoba zgłosiła nam, że nad ranem dziecko jest w okolicach przystanku autobusowego i jest ubrane nieadekwatnie do występującej pory roku. Dziecko zostało przebadane przez lekarzy, trafiło na oddział – opowiada kom. Katarzyna Matras, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Olkuszu.

Sąd rodzinny

O tym, że rodzina przebywa na terenie Olkusza, tamtejszy sąd rodzinny dowiedział się dopiero po czterech miesiącach. Matka Kamila oraz jego ojczym byli objęci nadzorem kuratora z Częstochowy. Dwa razy toczyło się postępowanie o odebranie im dzieci. W sierpniu sąd częstochowski stwierdził, że Kamil może pozostać pod opieką Dawida oraz Magdaleny B., ale już w listopadzie, po tym jak Kamil trafił wyziębiony do szpitala, sąd w Olkuszu wszczął w tej sprawie postępowanie.

– Toczyło się postępowanie, które miało na celu zbadanie, czy nie zachodzą przesłanki do wydania tej najtrudniejszej decyzji, czyli umieszczenia dzieci w rodzinie zastępczej lub placówce opiekuńczej. Sąd uznał, że nie zaszły wystarczające okoliczności, które by uzasadniały natychmiastowe umieszczenie chłopca w pieczy zastępczej – podkreśla Rafał Ziętek, wiceprezes Sądu Rejonowego w Olkuszu.

W połowie marca sąd rodzinny po raz trzeci stwierdził, że dzieci mogą zostać pod opieką Magdaleny i Dawida B. Pomimo tego, że miesiąc wcześniej Kamil ponownie uciekł z domu. Tym razem błąkającego się chłopca odnaleziono w okolicy torów kolejowych. Po tym zdarzeniu olkuski MOPS wszczął dwie procedury niebieskiej karty. Jedna dotyczyła przemocy wobec Magdaleny, druga wobec Kamila.

– Pracownik socjalny miał podejrzenia, co do stosowania przemocy wobec dziecka. Przemoc może być fizyczna, psychiczna, także zaniedbanie. Nawet jeśli mam podejrzenie czy wątpliwości, że dzieci nie powinny zostać w rodzinie, moją rolą jest powiadomić sąd i to się stało. Pięciokrotnie – zauważa Magdalena Jajkiewicz, dyrektorka Ośrodka Pomocy Społecznej w Olkuszu. – Trudno mówić, że dzieci były pozostawione bez całkowitej opieki. Tego nie stwierdzono w toku czynności podejmowanych przez asystenta rodziny i kuratora – odpowiada Rafał Ziętek.

„Poczułam z nimi więź”

Pani Magdalena jest przyrodnią siostrą Kamila. Sama ma za sobą trudną historię, była ofiarą przemocy ze strony ojczyma. Z tego powodu trafiła do domu dziecka. – Za moich czasów było tak, że jak miałam siniaki, czy uciekałam z domu, to od razu byłam zabierana. Skoro on też uciekał i był maltretowany, dlaczego go nie zabrali? Nie mówię tylko o braciach, ale o wszystkich dzieciach z tego domu – opowiada pani Magdalena.

Dwa lata temu nawiązała kontakt ze swoim biologicznym ojcem. Dopiero w styczniu mogła jednak poznać swoich braci, czyli ośmioletniego Kamila i o rok młodszego Fabiana. – Ucieszyłam się, że mam rodzeństwo, że nie jestem sama. Przytuliłam ich od razu, poczułam więź – wspomina pani Magdalena. I dodaje: – Chłopcy, jak słyszeli, że za chwilę wracają do mamy i do Dawida, zaczynali się trząść. Fabian zrobił nawet w spodnie ze strachu. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Mówiłam tacie, żeby się zajął tą sprawą, zadzwonił do kuratora, powiedział, co się dzieje. Trudno mu było mówić, więc wzięłam słuchawkę i powiedziałam, że chłopcy są głodzeni, prawdopodobnie przypalani papierosami, bo mają ślady na ciele. Prosiłam, żeby zainterweniowali.

Kamil wczoraj przeszedł kolejną operację. Jego stan zdrowia nie polepszył się, nadal jest w śpiączce farmakologicznej. Zdaniem lekarzy, największym problemem jest tzw. choroba oparzeniowa, czyli porównywalna do sepsy, reakcja zapalna organizmu. – Jest mi z tym bardzo ciężko. Ciężko mi dopuścić myśl, że mój brat leży w szpitalu w tak ciężkim stanie – kończy pani Magdalena.

Wybrane dla Ciebie