Nie żyje 7‑miesięczny Wojtuś ze Świebodzina. “Było widać, że oni wszyscy piją albo coś biorą”
Nie żyje 7-miesięczny Wojtuś ze Świebodzina. Zdaniem biegłego obrażenia, do których doszło u dziecka, mogły powstać w wyniku kilkukrotnego uderzenia. Rodziną od dawna zajmowały się różne instytucje. Jak doszło do tragedii?
– U dziecka stwierdzono obrażenia głowy w postaci pęknięcia czaszki. Biegły wskazał, że do takich obrażeń mogło dojść w wyniku uderzenia trzy-, czterokrotnego ciężkim przedmiotem, przy czym biegły wskazał, że mogła to być również dłoń – mówi Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
– 26-leteniemu mężczyźnie przedstawiono zarzut spowodowania ciężkich obrażeń ciała skutkujących śmiercią – dodaje prokurator.
Zatrzymany to Robert P., pod którego opieką był 7-miesięczny Wojtuś. W domu była też niespełna 2-letnia Róża. Dziećmi zajmował się konkubent matki, bo kobieta została wcześniej zatrzymana przez policję za kradzież z włamaniem.
– Policję zawiadomiła babcia. Widocznie przyjechała tutaj rano i dlatego ona zawiadomiła – mówi jeden z sąsiadów.
– Sąsiedzi nie wiedzieli, co tam się dzieje, bo rolety były wiecznie zasłonięte. Nikogo tam też nie wpuszczali – mówi znajoma matki dzieci.
– Wiemy, że ta rodzina była w zainteresowaniu opieki społecznej. Wiemy, że w stosunku do tych dzieci było wydane postanowienie o natychmiastowym odebraniu z tej rodziny z uwagi na złe warunki bytowe – mówi prokurator Ewa Antonowicz.
Rodzina, w miejscu gdzie doszło do tragedii, mieszkała od ubiegłego lata.
– Nie wiem, z kim ona tam mieszkała, bo przewijało się tam więcej osób. Było widać, że oni wszyscy piją albo coś biorą. To jedna wielka patologia. To nie są normalni ludzie – słyszymy.
Okazuje się, że Ośrodek Pomocy Społecznej w Świebodzinie nie ma sobie w tej sprawnie nic do zarzucenia.
– Uważam, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. W zeszłym roku został skierowany wniosek do sądu o wgląd w sytuację rodziny. Staraliśmy się cały czas, żeby rodzina z nami współpracowała – mówi Monika Filińska z OPS w Świebodzinie.
Postanowienie o natychmiastowym odebraniu dzieci
Siedem miesięcy temu Sąd Rodzinny w Zielonej Górze wszczął postępowanie wobec matki i wydał postanowienie nakazujące natychmiastowe odebranie jej dzieci.
– Nie mogę mówić o wynikach postępowania, ale mogę powiedzieć, że w tej sprawie sąd nie miał żadnych informacji o przejawach przemocy wobec dzieci – zapewnia Agnieszka Pałetko-Misa z Sądu Rejonowego w Świebodzinie.
W powiatowym centrum pomocy rodzinie zapytaliśmy, dlaczego mimo sądowego postanowienia, dzieci nie znalazły się w pieczy zastępczej?
– Niestety, na naszym terenie nie mieliśmy miejsc w pogotowiach rodzinnych. W związku z powyższym sprawa ciągnęła się aż do 6 marca – tłumaczy Ludmiła Janik.
Czy sytuacja nie była na tyle niepokojąca, by dla dobra dzieci zareagować natychmiast?
– Dostaliśmy standardowe postanowienie o umieszczeniu dzieci w rodzinie zawodowej, pełniącej funkcję pogotowia rodzinnego. Normalne, standardowe pismo – stwierdza Ludmiła Janik.
W sądzie zapytaliśmy, czy decyzja o zabezpieczaniu dobra dzieci nie powinna być wykonana w trybie natychmiastowym.
– To było postanowienie, które podlega natychmiastowemu wykonaniu. To nie jest standardowe pismo, ponieważ decyzja również nie jest standardowa – przekonuje sędzia Agnieszka Pałetko-Misa.
Mimo że sąd wydał postanowienie, PCPR go nie realizował. Kilkukrotnie monitowano i przypominano o konieczności działań dla dobra dzieci. Po ponad pół roku PCPR zdecydował o rozdzieleniu rodzeństwa i wówczas znalazły się placówki. O dziwo, i tym razem zamiast natychmiastowych działań, wysłano pismo.
– Z tego pisma wynikało, że matka małoletnich dzieci została wezwana przez powiatowe centrum pomocy rodzinie do tego, aby w terminie siedmiu dni od dnia doręczenia tego pisma, dobrowolnie dostarczyła te dzieci do wskazanych rodzin zastępczych – mówi sędzia Agnieszka Pałetko-Misa. I zaznacza: – Uważam, że postawa organu kierującego powinna być aktywniejsza. Należało podjąć próbę kontaktu z matką.
Dlaczego nie zabezpieczono dzieci wcześniej?
O sytuacji rodziny wiedzieli wszyscy. Ośrodek pomocy, kurator, PCPR, sąd rodzinny, policja. Dlatego tak bardzo bulwersuje fakt, że w dniu umieszczenia kobiety w policyjnej izbie zatrzymań zapomniano o jej dzieciach.
– Powiem coś, co usłyszałam z jej ust, ale nie wiem, czy to prawda. Opowiadała, że aresztowała ją policja pod zarzutem włamania z kradzieżą i ją aresztowano razem z dzieckiem. Policja mówiła, że musi ją zatrzymać i ktoś musi zająć się małym. Ona powiedziała, że zadzwoni do ojca dziecka, każe mu się zwolnić z pracy i przyjść. I ojciec dziecka przyjechał odebrać Wojtusia – mówią znajome matki dzieci.
– Ona twierdzi, że to ojciec dziecka, ale to dziecko nie miało jego nazwiska, ani nie było przez niego uznane – mówią nasze rozmówczynie.
– W końcu dała to dziecko temu tacie. Z tego, co mi opowiadała, to rano jej konkubent zadzwonił do swojej mamy i powiedział, że coś Wojtusiowi się stało – dodają.
„Wszelkie okoliczności zostaną wyjaśnione”
Czy po zatrzymaniu kobiety jej dzieci nie powinny od razu trafić pod opiekę kogoś innego?
– O to trzeba zapytać funkcjonariuszy policji – wskazuje sędzia Agnieszka Pałetko-Misa.
– Pytania proszę kierować do prokuratury, ja nie mogę udzielać informacji – mówi Marcin Ruciński, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Świebodzinie.
– Wszystkie okoliczności związane zarówno z tym zdarzeniem, jak i sytuacją rodzinną, na pewno zostaną wyjaśnione – zapewnia prokurator Ewa Antonowicz.
Kilka godzin po tym jak zginął Wojtuś, na wolność wyszła jego matka. Chcieliśmy porozmawiać z kobietą. Niespodziewanie ekipa Uwagi! została zaatakowana przez młodych mężczyzn przebywających w domu, w którym zginął 7-miesięczny chłopiec. Padały wyzwiska i groźba wyrwania drzwi samochodu. Na miejsce wezwana została policja.
– Ona [matka Wojtusia – red.] chyba nigdy nigdzie nie pracowała. Ta dziewczyna nie jest przy dobrych zmysłach. Ona nawet w ciąży piła – mówi znajoma kobiety. I dodaje: – Ona ma jeszcze więcej dzieci, które zostały już zabrane.
Z relacji naszej rozmówczyni wynika, że dzieci w sumie może być sześcioro.