Miały być domy, są problemy. “To są takie nerwy, że nie da rady opisać”
Energooszczędne, tanie i szybkie w budowie. Takie miały być domy, za których postawienie zapłacili bohaterowie dzisiejszego reportażu. – Dodzwonić można było się do momentu, kiedy trzeba było wpłacić pieniądze. A potem pojawiło się odraczanie terminów – opowiada jeden z klientów Marcina M.
(materiał reporterów programu “Uwaga”)
Bohaterowie naszego reportażu to mieszkańcy północno-zachodniej części Polski. Łączy ich nie tylko to, że postanowili spełnić marzenie o zbudowaniu własnego domu, ale również fakt, że dwa lata temu powierzyli oni to zadanie spółce należącej do przedsiębiorcy budowlanego z Chojnic – Marcinowi M.
– Zaprezentował mi kawałek atrapy ściany, jak wygląda proces technologiczny. Mówił, że takie domy są praktycznie stawiane w trzy miesiące – mówi Andrzej Popiołek. I dodaje: – Kiedy sprawdzałem opinie w internecie, to na dziesięć komentarzy jeden był negatywny. Stwierdziłem, że przecież nie ma tak, żeby dogodzić wszystkim.
„Zaczęło się odraczanie terminów”
Spółka, której budowę swoich domostw powierzyli nasi bohaterowie, istnieje na rynku od 2012 roku. Sama jej nazwa nawiązuje do ekologii, oszczędności i idylli, jaką miało być zamieszkanie w zbudowanym przez nią siedlisku. Jeszcze do niedawna przedsiębiorstwo cieszyło się uznaniem swoich klientów.
Z relacji mężczyzny wynika, że w lutym wpłacił przedsiębiorcy 44 tys. zł.
– Domagał się ich, bo powiedział, że musi zamówić okna, na które czeka się dwa miesiące. Jednak swoim sposobem dotarłem do firmy, która produkuje te okna, które on odbiera. Co się okazało? Okazało się, że po tygodniu od zamówienia mają już to wyprodukowane. Zaświeciła mi się lampka – przyznaje pan Ernest.
– Zaczęło wychodzić, że jedna firma już z nim nie współpracuje, druga też nie współpracuje – dodaje Mariola Karaszewska.
Udało nam się porozmawiać z byłymi kontrahentami Marcina M.
Zamknięte biuro
Odwiedziliśmy dotychczasową siedzibę spółki w Chojnicach. Na miejscu okazało się, że pozostał po niej już tylko zaklejony szyld, a drzwi do biura zamknięte są na klucz.
– W budowę włożyliśmy już 180 tys. zł, spłacamy kredyt hipoteczny – mówią Ernest i Mariola Karaszewscy.
– Myśmy sprzedali mieszkanie i jak już przyszła nowa właścicielka, trzeba było schować wszystkie meble w magazynach, mieszkaliśmy w domku letniskowym, a to wszystko są koszty – wskazuje Andrzej Kaczmarek.
– Mamy jeszcze dwie transze pieniędzy, ale nie wypłacą nam ich dopóki nie skończymy etapu, na który nie mamy już pieniędzy – mówi Ernest Karaszewski.
Mimo prób, nie udało nam się porozmawiać z Marcinem M. Mężczyzna przez długi czas prowadził działalność razem ze swoim wspólnikiem Pawłem B. Kilka lat temu drogi przedsiębiorców rozeszły się, a M. zaczął od tamtej pory prowadzić interesy samodzielnie.
– Na początku było wszystko okej, płacił dobrze. Gdy rozpadła się spółka, to zaczęły się problemy, zaczęły spóźniać się wypłaty – mówi były pracownik Marcina M.
– Musiałem wynająć firmę, która będzie realizowała kolejny etap budowy domu. To wszystko są koszty, a kto wyliczy czas i zdrowie? – pyta Andrzej Kaczmarek. I dodaje: – Zgłosiłem to do prokuratury i po paru miesiącach dostałem postanowienie o umorzeniu dochodzenia. Uznano, że nie ma do tego podstaw. Jak to nie ma? On dalej funkcjonował i dalej oszukiwał ludzi.