Wjechał na chodnik i potrącił syna od tyłu. Wjechał mu w plecy – mówi Robert Predel, ojciec zmarłego Sebastiana. – Syn leżał i się wykrwawił. Normalny człowiek by się zatrzymał, wezwał karetkę chociaż, a nie zostawić dziecko, żeby umarło – dodaje.
– Nie udzielił pomocy, uciekł… Człowiek potrąci zwierzę i się zatrzymuje, a tu jakaś bestia. To nie jest człowiek, normalny człowiek w życiu by się tak nie zachował – twierdzi matka chłopaka, Żaneta Predel.
27 października przed godziną 22 15-letni Sebastian wracał do domu po spotkaniu z kolegami, gdy nagle z zza zakrętu wyjechał rozpędzony samochód. W pewnym momencie kierowca stracił panowanie nad kierownicą, przejechał na przeciwległy pas ruchu i wjechał na chodnik, którym szedł 15-latek i uderzył prosto w niego. Chłopak upadł, a kierowca uciekł, nie udzielając Sebastianowi żadnej pomocy. 15-latek zmarł w szpitalu po tym, jak przy drodze znaleźli go sąsiedzi.
Robert Grzębkowski, mężczyzna, który pomagał potrąconemu 15-latkowi, wspomina, że nie było wiadomo, co dokładnie się wydarzyło. – Jego obuwie leżało przy ogrodzeniu sąsiada – mówi i pokazuje miejsce, w którym znaleziony Sebastian. – Nie mogliśmy określić wieku, dlatego że twarz miał we krwi. Nie wiedzieliśmy, czy ktoś go pobił, wyrzucił z samochodu, czy szedł, przewrócił się, uderzył głową – wspomina i zastrzega, że chłopak oddychał. – Zadzwoniliśmy szybko po karetkę – mówi.
Anna Grzębkowska, która znalazła chłopaka, szacuje, że gdyby kierowca nie uciekł z miejsca, ale od razu wezwał pomoc, udałoby się przyspieszyć akcję ratunkową o ok. 15 minut. – Może by to coś zmieniło, nie wiem… – mówi.
Lekarzom, po przewiezieniu do szpitala, nie udało się uratować ciężko rannego chłopca. Sebastian zmarł nie odzyskując przytomności. Jego życie zostało przerwane, gdy snuł plany co do swojej dorosłości. Z matką rozmawiał o pracy mechanika i cukiernika, zawodu pana Roberta. – Mówi: “ja to chyba wolałbym być cukiernikiem, bo to taka fajna praca” – wspomina pani Żaneta i dodaje: – Syn miał plany, a tu raptem jednego dnia wszystko przekreślone.
Zaraz po wypadku rozpoczęły się poszukiwania kierowcy, który potrącił chłopaka. Działały nie tylko policja i prokuratura, ale także rodzina, która za wskazanie sprawcy wypadku wyznaczyła wysoką nagrodę.
– Zabezpieczono niewielką ilość śladów kryminalistycznych. Ta ilość śladów wskazywała na to, iż sprawca mógł się poruszać pojazdem z tzw. orurowaniem i takiego pojazdu od początku poszukiwali funkcjonariusze policji – mówi Marcin Saduś rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
– W przypadkach, kiedy mamy do czynienia z wypadkami, gdzie osoba ucieka z miejsca zdarzenia, bardzo często pojawia się kilka wątków, hipotez, które możemy sobie postawić – zauważa Sylwester Marczak, rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji. – To są hipotezy związane z możliwością kierowania pod wpływem alkoholu, kierowania pojazdem przez osobę, która nie ma uprawnień do kierowania tym pojazdem. To mogą być te przyczyny, dla których osoba oddaliła się z miejsca zdarzenia – mówi.
Rodzice Sebastiana poruszyli niebo i ziemię, aby odnaleźć człowieka, który potrącił ich syna. W programie Uwaga! po Uwadze apelowali do sprawcy by sam zgłosił się na policję. Za wskazanie sprawcy wyznaczyli nagrodę 30 tys. zł.
– Mamy nadzieję, że sprawca poniesie karę, że ruszy go sumienie – mówiła w programie na żywo pani Żaneta.
– Ta sprawa była traktowana przez policjantów niezwykle honorowo. Zaangażowaliśmy naprawdę duże siły – wspomina Sylwester Marczak. – Duża rola rodziny, duża rola mieszkańców Nowego Dworu Mazowieckiego. To wszystko miało ogromny wpływ – podsumowuje.
– Szereg drobnych dowodów, które udało się zgromadzić, jak również zeznań, w tym zeznań jednego ze świadków, który pojawił się po emisji programów dotyczących tego zdarzenia, pozwolił nam na wytypowanie i odnalezienie pojazdu, którym poruszał się sprawca – podkreśla Marcin Saduś.
– Widział ktoś, jak jeździł cały dzień po pijanemu. Ja to zgłosiłem na policję. Okazało się, że to akurat ten człowiek – wspomina pan Robert. – Prowadziliśmy dochodzenie na własną rękę, żeby odpowiedział za to, co zrobił – mówi pani Żaneta.
Rodzice Sebastiana sami odnaleźli monitoring na którym widać poszukiwany samochód oraz sprawcę wypadku. Okazuje się, ze osiem minut przed potrąceniem chłopca sprawca zakupił piwo w pobliskim nocnym sklepie. – Wchodzi do sklepu, wychodzi z czteropakiem piwa, później jakiś pan do niego podchodzi i razem odjeżdżają – opisuje nagranie pani Żaneta.
Monitoring zarejestrował jak samochód kierowany przez Łukasza K. rusza w kierunku miejscowości gdzie kilka minut później doszło do tragedii.
– Z ustaleń śledztwa wynika, że w momencie potrącenia w pojeździe był tylko i wyłącznie Łukasz K., jak również wiedzy o wypadku nie miał nikt inny poza Łukaszem K. – twierdzi Sylwester Marczak, a Marcin Saduś dodaje, że policja ustaliła prawdopodobny okres, kiedy mężczyzna powróci do Polski. – Osoba została zatrzymana na lotnisku, doprowadzona, trafiła do aresztu policyjnego. Ten areszt policyjny zmieni na areszt śledczy – zapowiada.
– Jest to osoba, która nigdy wcześniej nie posiadała uprawnień do kierowania pojazdami, jak również jest to osoba, która w przeszłości dopuszczała się przestępstw przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji. Podejrzany poruszał się w stanie nietrzeźwości, będąc uprzednio karanym za takie same przestępstwa – mówi Sylwester Marczak.
– Podejrzany w dniu zdarzenia uczestniczył w spotkaniu towarzyskim, w trakcie którego spożył niewielką ilość alkoholu. W momencie, gdy skończył się alkohol, udał się pożyczonym pojazdem do sklepu celem zakupu dalszego alkoholu – relacjonuje ustalenia prokurator i dodaje, że do wypadku doszło w drodze powrotnej na spotkanie. – Z naszych ustaleń wynika, że wrócił on do znajomych, z którymi uprzednio spędzał czas – mówi i dodaje, że za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym kara wynosi do ośmiu lat pozbawienia wolności, a w chwili, gdy sprawca ucieka z miejsca, jest to 12 lat pozbawienia wolności.
– Nie wybaczę mu do końca życia – mówi matka Sebastiana.
Sąd w Nowym Dworze Mazowieckim aresztował Łukasza K. na trzy miesiące. Według naszych informacji, na posiedzeniu decydującym o jego przyszłości oskarżony o spowodowanie wypadku śmiertelnego sam prosił sędziego o areszt.