Zabite dzieci ukryła w piecu, syna pochowała pod jabłonką
Zaraz po urodzeniu wkładała dzieci do torby, a potem chowała w starym, nieczynnym piecu. Syna zakopała pod jabłonką. – Złapał mnie za palec, za prawy wskazujący – zeznała. Aleksandra J. odpowiada przed sądem za czterokrotne zabójstwo. Ojciec dzieci twierdzi, że o niczym nie wiedział. Aleksandra J. rodziła w wannie, a po porodzie ciała wrzucała do foliowych toreb, które chowała w starym piecu. Po wszystkim kładła się spać, obok pierworodnego syna.
Niespełna rok po zatrzymaniu J. o rodzinnym dramacie i relacjach z córką opowiedziała nam jej matka. Kobiety widywały się kilka razy w roku, ale utrzymywały kontakt telefoniczny.
– Wiem, że ona musi ponieść karę i to rozumiem. Jeżeli zrobi się coś złego to trzeba odpokutować. Ale proszę jej za wszystko nie winić. Ona nie umie z tym żyć, bo dotarło to do niej. Ma pomoc psychologa, ale śnią jej się te dzieciątka. Ciągle słyszy płacz – opowiada Ewa Zawilak, matka Aleksandry J.
Aleksandra J. w zeznaniach szczegółowo opisała zabójstwa. Część rzeczy łatwiej było jej napisać niż powiedzieć. W pamięci zapadło jej pierwsze morderstwo. Dziecko, prawdopodobnie żywego chłopczyka, inaczej niż pozostałą trójkę, zakopała pod drzewem.
„Nie pamiętam, czy się ruszał, czy oddychał, pamiętam tylko, że złapał mnie za palec, za prawy, wskazujący. Pamiętam jeszcze, że tak bardzo go przepraszałam, mówiłam do niego, płakałam. Związałam worek. Poczekałam aż się ściemni, poszłam pod jabłoń, bo lubię jabłka i chciałam, żeby mi o nim przypominały”, zeznała J.
Kobieta opisała też sam moment zakopywania ciała.
„Wzięłam gruby kijek, tam była kretowina i wiedziałam, że ziemia jest miękka. Rozkopałam ją, nie głęboko, popatrzyłam chwilę na worek, nie rozwijałam go i zakopałam. Położyłam na tym duży kamień”.
– Nie chciałam, żeby którakolwiek z ciąż się tak zakończyła. Nigdy nie chciałam ich skrzywdzić – przekonywała w sądzie.
Kobieta usłyszała cztery zarzuty zabójstwa. Zdaniem prokuratury, działała pod presją swojego partnera, Dawida W. Mężczyzna po urodzeniu pierwszego syna Daniela, miał oświadczyć, że nie chce z nią mieć kolejnych dzieci.
– Ona była w niego wpatrzona. Już jak zaczęła spotykać się z Dawidem zaczęła wagarować. Nie podobało mi się, że jest starszy. Ale jak się słyszy od pełnoletniej córki: „Mamuś, my się kochamy”… Wiele się z tym nie da zrobić. Dawid od początku jej nie szanował. Wyśmiewał się z niej, że jest głupia, że ma żółte papiery. Płakała do telefonu, była zdenerwowana. Mówiłam, że musi się postawić, a ona się poddawała – opowiada Ewa Zawilak.
Dawid W. cały czas utrzymuje, że nie zauważył, ani jednej ciąży partnerki, chociaż mieszkał z nią od kilku lat pod jednym dachem. Tłumaczył to tym, że często wyjeżdżał z domu i nie miał dobrych relacji z Aleksandrą.
– Dawid o wszystkim wiedział, wiedział o każdej z czterech ciąż. Po urodzeniu pierwszego dziecka powiedział, że zabierze mi Daniela, a z każdym innym mam iść w cholerę – mówiła w sądzie J.
Mężczyzna usłyszał zarzut pomocnictwa w zbrodni.
– Oczekiwania formułowane przez Dawida W. wobec uzależnionej od siebie oskarżonej powodowało, że z niechęcią podchodziła do kolejnych dzieci rodzonych przez siebie. Było to motorem tego, czego się dopuściła, czyli pozbawienia życia swoich dzieci – mówi Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w Opolu.
– Dawid W. był bardzo krytycznie nastawiony do swojej partnerki życiowej. W wyjaśnianiach pojawia się taki motyw, że Dawid W. był niezadowolony, że kobieta przytyła na skutek kolejnych ciąż. Synowi miał oświadczać, że mamę ma wymienić na inną, szczuplejszą – dodaje Stanisław Bar.
Po badaniach DNA okazało się, że Dawid W. był biologicznym ojcem wszystkich zamordowanych noworodków. Choć twierdzi, że o niczym nie wiedział, to według zeznań Aleksandry, przy co najmniej dwóch porodach był w domu lub w jego pobliżu.
– Nie rozumiem, czemu nie mówiła, że jest w ciąży. Wiem, sama po sobie, że jeśli próbuje się w domu rozmawiać i nikt cię nie wysłuchuje, to trzeba to nagłaśniać, bronić się. Wydaje mi się, że chodziło o Daniela. Bała się, że mogą go zabrać, skrzywdzić. I ona po prostu milczała – sugeruje pani Ewa.
Po tym jak Aleksandra i Dawid trafili do aresztu ich synem zajęła się babcia z mężem. Daniel ma obecnie 7 lat. Chłopiec, pomimo traumatycznych wydarzeń, nie sprawia problemów, ani w domu, ani w szkole. Cały czas ma kontakt z matką.
– Kochała go nade wszystko i kocha go do dzisiaj. To jest jej oczko w głowie. Wszystko, co ma to Daniel – kwituje babcia chłopca.