Protesty rolników. “Możemy przetrwać pół roku, ale co dalej?”
– Sytuacja w rolnictwie jest krytyczna. Żyjemy teraz z oszczędności. Mówią, żeby brać kolejne kredyty, ale kto i za co je będzie spłacał? – mówią rolnicy, którzy kolejny tydzień prowadzą protesty.Kolejny tydzień rolnicy protestują na przejściach granicznych z Ukrainą. W tłumie, który protestował na przejściu w Zosinie, spotkaliśmy pana Marcina. Mężczyzna to jeden z organizatorów i koordynatorów blokady.
– Sytuacja w rolnictwie jest krytyczna. Nie zamierzamy zejść z przejść granicznych, dopóki nasze postulaty nie zostaną wysłuchane, spełnione i wdrożone w życie. Nie przerwiemy protestu i będziemy zaostrzać go do momentu, kiedy ktoś podejmie poważną decyzję – deklaruje Marcin Gryn.
Rolnik od pokoleń
Nasz rozmówca pochodzi z rolniczej rodziny, od zawsze wiedział, że i on będzie uprawiał ziemię. Chciał robić to nowocześnie, zgodnie z polityką Unii Europejskiej, zwiększając swój areał.
– Na terenie Zamojszczyzny funkcjonujemy od dziewięciu pokoleń, od 1790 roku. To moja pasja i sposób na życie. W tym kierunku też się kształciłem i dzisiaj zajmuję się tym na co dzień – mówi pan Marcin.
– Przejąłem gospodarstwo o wielkości 4,5 hektara. A teraz mam ponad 100 hektarów. Nie wszystko jest własnością, część jest dzierżawiona – mówi Marcin Gryn. I dodaje: – Zajmujemy się wyłącznie produkcją roślinną. W tym momencie produkujemy pszenicę, kukurydzę i rzepak i ziemniaki.
Mężczyzna swoje rodzinne gospodarstwo prowadzi zgodnie z przepisami i wymaganiami Unii Europejskiej. Każdą zarobioną złotówkę inwestuje, szczególnie w park maszynowy.
– Nie zamierzam porzucić swojej ziemi, natomiast produkcja na niej może być całkowicie nieopłacalna. Czarny scenariusz nie jest science fiction, nie jest odległą przyszłością. Ten scenariusz już dziś się dzieje – przekonuje Gryn.
Jak tłumaczy mężczyzna, „wyprodukowanie pszenicy na jednym hektarze kosztuje teraz około 5 tys. zł”.
– W sprzedaży jesteśmy w stanie zarobić około 4,5 tys. zł, więc jesteśmy 500 zł na minusie – wylicza pan Marcin. I dodaje: – Żyję teraz z oszczędności, na które pracowałem wiele lat.
– Cena zboża spadła o połowę, a kredyty zostały takie same do spłaty. I właśnie zbliża się następna transza spłaty kredytów. Skąd brać pieniądze? – pyta inny rolnik, którego spotkaliśmy na proteście w Zosinie.
Tania pszenica i kukurydza z Ukrainy
Kiedy tanie ukraińskie ziarno zalało Polskę, wprowadzono zakaz importu. Teraz kukurydza, rzepak, pszenica transferowane są przez Polskę do portów w Europie Zachodniej.
Tymczasem nasz informator prowadzi reporterkę Uwagi! na bocznicę kolejową.
– Widać wagony przystosowane do przewozu węgla, typowe węglarki, a wiozą ziarno. Na plandece na górze wagonu widać rozsypane ziarno – pokazuje, przekonując, że część ładunku zostanie w Polsce.
– 90 proc. zestawów, która wjeżdża w Dorohusku nie ma w ogóle zakładanej plomby, która uniemożliwia zdjęcie plandeki i rozładunek – mówi.
– Udało nam się też zarejestrować, co jedzie w wagonach, które nie były plombowane, które stały na bocznicy do rozładunku. Jechało tam ziarno rzepaku, czekało na rozładunek na bocznicy – opowiada mężczyzna. I dodaje: – Na terminalu, gdzie powinien być przeładowywany gaz z cystern kolejowych na samochody, był rzepak. Firma zajmująca się przeładunkami załadowała to na samochód, który pojechał do Augustowa, bo sprawdzali to koledzy. Nie pojechał nigdzie tranzytem, tylko zostało to w kraju.
Rolnicy martwią się o przyszłość
Rodzinne gospodarstwo pana Michała ma 400 hektarów. Położone jest blisko granicy z Ukrainą. Choć jest nowoczesne i świetnie zarządzane, też nie jest w stanie konkurować z tanim zbożem z Ukrainy.
– Nie udało nam się sprzedać pszenicy i rzepaku, a mieliśmy w tym roku wysokie, ładne plony. Wypełnione ziarno o dobrych parametrach – opowiada Michal Wawryk.
– Martwię się o przyszłość. Możemy przetrwać jeszcze pół roku, rok. Ale bez końca nie będziemy brać kredytów. Zwiniemy swoje gospodarstwo. Nie będzie nas stać gospodarować, produkować żywność. A chyba każdemu rolnikowi o to chodzi, by mieć plony dobrej jakości, które sprzeda się za godziwe, uczciwe pieniądze – tłumaczy pan Michał.
Rolnicy protestują też przeciwko ograniczeniom i przepisom nowego Zielonego Ładu. Ma doprowadzić do transformacji ekologicznej w Unii, ale wprowadzany jest w trakcie gwałtownych zmian gospodarczych związanych z wojną. I nakłada na rolników nowe ograniczenia.
– W tym roku powinienem zacząć nawożenie pod koniec stycznia lub na początku lutego. A według przepisów dozwolone to będzie dopiero w tym tygodniu. To jest o miesiąc za późno – uważa pan Marcin.
„Będziemy protestować do skutku”
Pani Ewa nie chciała zostać na wsi. Jest prawniczką i planowała inną karierę. Teraz nie wyobraża sobie życia w innym miejscu. We wspólnym gospodarstwie rodzinnym zajmuje się sprawami administracyjnymi. Nigdy nie sądziła, że będzie organizować blokadę na granicy.
– Protesty będą się nasilały, bo rolnicy są pod kreską, nie mają pieniędzy. Nie ma pieniędzy na nawozy, nie ma pieniędzy na paliwo. Produkcja jest nieopłacalna. Jak mogą inwestować, skoro mają pełne magazyny, pełne zboża – mówi Ewa Belina-Wawryk. I dodaje: – Rząd mówi nam o kredytach, ale te kredyty trzeba spłacić. Nikt się nad tym nie zastanawia, skąd wziąć pieniądze. Jeżeli ta sytuacja się utrzyma, to naprawdę będzie źle.
Rolnicy chcą, by politycy ich wysłuchali i zaczęli działać.
– Jesteśmy zmęczeni nawet tym dwutygodniowym protestem – przyznaje pan Marcin.
– Ale zostajemy dalej, walczymy o swoje, żądamy zrozumienia i jasnej deklaracji o natychmiastowym zatrzymaniu granicy i zakończeniu Zielonego Ładu – kwituje pani Ewa.