9‑miesięczny chłopiec trafił do szpitala ze śladami pobicia. Wcześniej matce odebrano sześcioro dzieci
9-miesięczny chłopczyk z Tomaszowa Mazowieckiego trafił do szpitala z siniakami na twarzy i szyi. Dlaczego, mimo ograniczenia praw rodzicielskich matki do sześciorga starszych dzieci, sąd pozwolił kobiecie wychowywać dwoje maluchów?
– Nie mogę spać po nocach, wczoraj byłam u niego w szpitalu, ciągle mam obraz, jak był pobity – mówi pani Emilia, ciotka 9-miesięcznego chłopca z Tomaszowa Mazowieckiego.
O włos od tragedii?
To ona zaalarmowała służby, gdy zobaczyła posiniaczone niemowlę. Było wówczas pod opieką matki. Chociaż kobieta jest siostrą ojca chłopca, nie obawiała się wystąpić przeciwko swojej rodzinie. Sama też jest matką i prawdopodobnie to dzięki jej reakcji nie doszło do tragedii.
– Trudno powiedzieć, czy obrażenia powstały jednego dnia, natomiast można mówić, że były to świeże ślady przemocy wobec dziecka – mówi mgr Adam Czerwiński, rzecznik Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Lekarze jeszcze nie wiedzą, czy u dziecka nie doszło do jakiś poważniejszych obrażeń, które mogłyby ujawnić się w przyszłości.
– Te obrażenia, z którymi dziecko do nas trafiło na szczęście nie wyglądają niepokojąco – dodaje Czerwiński.
Rodzice chłopca
Rodzice niemowlaka to trzydziestolatkowie – Dagmara Ł. i Sebastian W. Oprócz 9-mięsięcznego syna pod opieką pary była ich ponad 1,5-roczna córka.
– Matka dzieci, na pytanie policjantów, którzy od razu zobaczyli, że na twarzy dziecka widnieją zaczerwienienia i zasinienia, nie potrafiła odpowiedzieć, w jakich powstały okolicznościach, ani nawet w jakim okresie do tego doszło – mówi asp. sztab. Grzegorz Stasiak z Komendy Powiatowej Policji w Tomaszowie Mazowieckim.
– Jedyne co kobieta wskazała policjantom, to że dzień wcześniej pozostawiła dzieci pod opieką swojego konkubenta, a jednocześnie ojca dzieci. W chwili interwencji matka dzieci była trzeźwa, ojca natomiast policjanci nie zastali na miejscu – dodaje asp. sztab. Grzegorz Stasiak.
– To, że ona była trzeźwa, jak zareagowałam, jak przyjechała policja i pogotowie, to nie znaczy, że ona nie była pod wpływem narkotyków – zwraca uwagę ciotka pobitego dziecka.
Z relacji pani Emilii wynika, że matka dziecka podczas interwencji policji była agresywna.
– Zaczęła mnie wyzywać, że to wszystko moja wina, że odbiorą jej dzieci i w ogóle. Powiedziałam jej: „Jaką ty jesteś matką, dziewczyno? Ty śmiesz jeszcze mnie osądzać? Może ratuje życie twojemu dziecku. Jak ty mogłaś patrzeć na jego krzywdę?” – przywołuje ciotka pobitego chłopca.
Policjanci ustalili, że ojciec chłopca ukrywał się w komórce w pobliżu domu. Mężczyźnie postawiono zarzut znęcania się i aresztowano na trzy miesiące.
– Nie zaprzeczał, ale też nie potwierdzał, że miałby dziecku zrobić krzywdę. Nie potrafił wyjaśnić okoliczności, w jakich dziecko doznało zasinień – mówi asp. sztab. Grzegorz Stasiak.
„Obwiniam matkę chłopca”
Matka ma odpowiadać za dopuszczenie się przestępstwa narażenia swojego syna na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Kobieta jest na wolności pod dozorem policyjnym.
Zastaliśmy ją w domu, ale reporterce Uwagi! przedstawiła się jako siostra matki chłopca.
– W jakim świetle siebie stawia? W świetle kłamstw i nic więcej – komentuje pani Emilia.
Ciotka pobitego chłopca uważa, że za krzywdę dziecka odpowiada i matka, i ojciec.
– Ale najbardziej winię ją jako matkę – mówi. I tłumaczy: – Jak można było na to pozwolić? Mój brat potrafił się przyznać, jak wypił za dużo i hulnął do niej. Że gdzieś z rękami do niej poleciał, czy też popsuł coś w domu. Sam się przyznawał, że zrobił źle, ale wiele było takich zdarzeń, gdzie uciekał przed nią. Mi to bardziej wskazuje na to, że to ona mogła to zrobić.
– Teraz może się bronić, że niby dopiero rano zobaczyła, że dziecko jest posiniaczone. To, co robiła wieczorem? Co robiła w nocy? Dziecko nie jadło, nie budziło się, nie zmieniała mu pampersów? Moim zdaniem ona nie powinna być na wolności, ale powinna być tak samo osądzona, jak mój brat – uważa pani Emilia.
Dagmara Ł. jest matką ośmiorga dzieci. Nie skończyła szkoły zawodowej, bo wcześnie została matką. Dwoje najstarszych dzieci wychowuje ich ojciec. Czworo kolejnych trafiło do rodziny zastępczej. Zanim kobieta urodziła kolejne dwoje dzieci, sąd ograniczył jej prawa rodzicielskie co do sześciorga starszych, ze względu na jej uzależnienie od alkoholu.
W sądzie zapytaliśmy, dlaczego kobiecie nie zabrano pozostałych dzieci.
– Widocznie to sytuacja związana z ciążą matki, bo one były bliskie czasowo, spowodowała, że na pewien okres sytuacja w tej rodzinie uległa poprawie – mówi sędzia Jacek Gmaj, prezes Sądu Rejonowego w Tomaszowie Mazowieckim.
– Nie było takiej potrzeby, żeby sąd z urzędu wszczynał postępowanie w przedmiocie ograniczenia władzy rodzicielskiej co do dwójki najmłodszych dzieci – stwierdza sędzia Gmaj.
Z raportu kuratora sądowego wynika, że Dagmara Ł. uczęszczała na zajęcia terapeutyczne dla osób uzależnionych. Jednak według relacji pani Emilii, kobieta nie wytrwała w trzeźwości.
– Wielokrotnie prosiłam ją o to, [żeby nie piła – red.]. Mówiłam, że jej pomożemy, żeby nie wstydziła się, że ma z tym problem. A ma z tym problem i w rachubę wchodzi nie tylko alkohol, ale też narkotyki – mówi pani Emilia.
Skąd Dagmara Ł. ma mieć na to pieniądze?
– Pobiera zasiłki na dzieci, które naprawdę przeznaczane są właśnie na alkohol i ćpanie, na towarzystwo, które się do niej sprowadza, bo stawia towarzystwu – opowiada pani Emilia.
– Tam leciały noże, były awantury, bijatyki między Sebastianem, a Dagmarą. On wielokrotnie był pocięty i to ona mu to robiła. Nie mówię, że on jej nie bił, bo też ją bił. Powiedziałam, że oboje nadają się do leczenia odwykowego i tak naprawdę psychiatrycznego też – dodaje kobieta.
MOPS
Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tomaszowie Mazowieckim wielokrotnie odwiedzali rodzinę, która wychowywała dwójkę dzieci. Ostatnia taka wizyta odbyła się na dzień przed pobiciem chłopca.
– Pracownik podczas wizyt, zresztą każdorazowo, stwierdzał, że w mieszkaniu jest czysto i jest porządek. Że dzieci są czysto ubrane – mówi Jolanta Szustorowska, dyrektor MOPS w Tomaszowie Mazowieckim.
– Dla mnie to nie jest normalny dom, normalna rodzina. Leciały tam noże, tłukli telewizory, niszczyli meble i inne rzeczy. Dziecko nie miało łóżeczka, przez tyle miesięcy śpi w wózku. A drugie śpi w połamanym łóżeczku, w kojcu – mówi pani Emilia.
MOPS twierdzi, że ma wiedzę o uzależnianiach panujących w rodzinie.
– Były takie sygnały ze strony środowiska podczas wizyt pracownika. Pracownik widział rodzinę trzeźwą, ale ponieważ te sygnały docierały, stwierdził, że jednak prewencyjnie wystosuje też pismo do policji – mówi Jolanta Szustorowska.
– Pojawił się tam dzielnicowy, pojawił się w godzinach wieczornych w porze weekendowej, po to, żeby zweryfikować te informacje. Zastał wówczas oboje rodziców i oboje byli trzeźwi, dzieci były zaopiekowanie. Nigdzie nie było tam alkoholu, a dzieci nie posiadały żadnych obrażeń. Nic nie wskazywało na to, żeby dochodziło tam do jakiś libacji czy przemocy – stwierdza asp. sztab. Grzegorz Stasiak.
– Jakby doszło do tragedii, to by było, że nikt nie reagował, nikt nie widział, nie pomógł. I że gdzie była rodzina, bo takie wszyscy później piszą komentarze. Ja jestem rodziną i właśnie reagowałam, reagowałam w każdy możliwy sposób. Teraz skończyło się na posiniaczeniach, a następnym razem mogło się skończyć o wiele gorzej – kończy pani Emilia.