2,5‑letni Maks padł ofiarą przemocy? „Nad synem się znęcano i robiono mu krzywdę”
Syn pani Marzeny miał być ofiarą znęcania się przez jedną z opiekunek w żłobku. Kiedy pani Marzena o swoich podejrzeniach powiadomiła urzędników, niespodziewanie zaczęto kontrolować ją, matkę dziecka.Niepokojące zmiany w zachowaniu dziecka
Pani Marzena samotnie wychowuje 2,5-letniego Maksa. Chłopiec ma zaburzenia hiperkinetyczne, co oznacza, że jest nadpobudliwy, impulsywny i ma problemy z koncentracją. Na stałe musi przyjmować leki, które pomagają mu się wyciszyć. – Maks jest jak dynamit. To bardzo żywiołowe dziecko, wesoły, normalny chłopak, tylko, że potrzebuje więcej przestrzeni, ruchu i uwagi – opowiada Marzena Niemiec.
W żłobku przydzielono chłopcu indywidualną opiekunkę, która zajmowała się Maksem codziennie przez osiem godzin. Dziecko miało czuć się bezpiecznie i robić postępy. Tymczasem zachowanie 2,5-latka zaczęło się niepokojąco zmieniać. – Po jakimś czasie zauważyłam, że Maks w nocy obgryza paznokcie, budzi się co godzinę. Zaczęłam drążyć, w czym jest problem – wspomina pani Marzena.
Pani Marzena o podejrzeniach skierowanych w stronę jednej z opiekunek dowiedziała się od pracownicy żłobka. – Podeszła do mnie i powiedziała, że Maksowi dzieje się krzywda. To jest rzecz niewyobrażalna dla matki, która ma chore dziecko i robi wszystko, żeby mu pomóc – podkreśla pani Marzena.
– Prokuratura podjęła decyzję o wszczęciu śledztwa o czyn znęcania się nad małoletnim, dwuletnim chłopcem. Miało to polegać na szarpaniu, wykręcaniu główki, biciu, na straszeniu, że dziecko nie dostanie posiłku. Miała się tego dopuszczać jedna z opiekunek z tego żłobka – mówi Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Pracownica żłobka, która była świadkiem jak nad Maksem miano się znęcać, o wszystkim poinformowała dyrekcję placówki. Kolejna skarga na zachowanie opiekunki wpłynęła do żłobka później.
„To był odwet”
Opiekunka Maksa przestała pracować w żłobku dopiero wtedy, gdy matka poskarżyła się urzędnikom wydziału oświaty. Bojąc się, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan, kobieta zawiadomiła również policję i prokuraturę. – I do mojego domu zaczęli przychodzić urzędnicy, czyli MOPS i pani kurator – opowiada pani Marzena.
Rodzinę objęto licznymi kontrolami. Niespodziewanie żłobek razem z urzędnikami zaalarmował sąd rodzinny próbując wskazać, że matka nie radzi sobie z wychowaniem dziecka.
We wniosku napisano: „Małoletni gryzie, szczypie, pluje na inne dzieci oraz pracowników (…), a powstałe zachowania wiążą się z zaburzonym rozwojem społecznym. W związku z trudną sytuacją mieszkaniową i rodzinną dziecka prosimy o wgląd w sytuację rodzinną małoletniego.”
Dlaczego urzędnicy powiadomili sąd rodzinny i jakie konkretnie zarzuty mieli do matki Maksa? – Naszym obowiązkiem jest za każdym razem reagować wtedy, gdy pojawiają się sytuacje niepokojące – tłumaczy Izabela Heidrich, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Sopotu. I dodaje: – Złożyliśmy wniosek do sądu rodzinnego, bo specjaliści w toku swoich działań zauważyli, że coś niepokojącego dzieje się w tej rodzinie. W każdym przypadku działamy tak samo. Lepiej pomylić się dwa razy niż nie zadziałać wcale.
– Kurator zawodowy ustalił, że władza rodzicielska jest sprawowana przez matkę w sposób prawidłowy. Matka podejmuje starania celem diagnostyki dziecka, jak i poprawienia sytuacji mieszkaniowej. Kurator stwierdził, że dziecko jest zadbane – mówi Łukasz Zioła, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku.
– To był odwet. Nie usłyszałam od nikogo przepraszam. Dla mnie to szczyt bezczelności – kończy mama Maksa.